środa, 23 września 2015

mały pies jest mniej kłopotliwy?

Witam serdecznie po kolejnej przerwie w pisaniu spowodowanej rozpoczęciem roku szkolnego, zajęć dodatkowych, układaniem rodzinnego grafiku i wdrażaniem się w powakacyjny rytm.

Dzisiaj chciałabym się zastanowić czy prawdą jest, że mały pies jest mniej kłopotliwy.
Mówi się, że: 
- „mały pies jest łatwiejszy do opanowania” – zawsze da się go w razie kłopotów wziąć na ręce i po sprawie. W razie gdyby nie chciał iść tam, gdzie postanowił pójść człowiek, bez problemu każdy jest w stanie go siłą przeciągnąć na „właściwy” tor. Jeżeli tak do tego podejść, trudno się nie zgodzić. Łatwiej siłą zaciągnąć gdzieś yorka niż rottweilera. Wydaje mi się jednak smutne, jeżeli spacer polega głównie na siłowym przeciąganiu psa trasą zaplanowaną przez człowieka. Pies wychodzi przecież na spacer nie tylko po to żeby się załatwić, ale także żeby spotkać innego psa, a przede wszystkim żeby węszyć, węszyć i węszyć. Szybkie przejście dookoła bloku 3 razy dziennie to namiastką, a nie zaspokojeniem psich potrzeb.
Dodajmy, że opiekunowie mikropiesków często nigdy, lub prawie nigdy nie spuszczają swoich czworonogów ze smyczy. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej… Oczywiście oficjalne wyjaśnienie będzie brzmiało: „bo nie wraca, kiedy go wołam”, „bo boję się, że wpadnie pod samochód”, „bo bardzo go kocham i boję się, że jakiś inny pies zrobi mu krzywdę” itp. Wydaje mi się, że tak naprawdę, problem wynika z braku świadomości jak ważnym elementem psiego życia jest spacer i swobodne wąchanie. Drugim powodem jest nasze ludzkie lenistwo. Da się przecież nauczyć yorka czy sznaucera nauczyć powrotu na przywołanie. To bardzo bystre psiaki. Tyle tylko, że wyszkolenie psa wymaga trochę czasu i konsekwencji… Łatwiej go mieć na smyczy i w razie czego mocniej pociągnąć (co w przypadku mikropiesków nie stanowi żadnego wysiłku).
Jeżeli na smyczy ciągnie pies duży lub średni, mamy zazwyczaj motywację, żeby coś z tym zrobić, jakoś rozwiązać ten problem. Kiedy ciągnie nas ciężki pies, jest to mało komfortowe dla CZŁOWIEKA, więc człowiek jest gotów coś z tym zrobić. Póki dyskomfort leży wyłącznie po stronie psa, łatwiej udawać, że problemu nie ma lub znaleźć powód, dla którego nie warto pracować, bo i tak nie będziemy naszego psa spuszczać ze smyczy (np. lęk o naszego pieska),

- „mały pies nie musi tyle biegać, więc spacery mogą być krótsze”.
Jeżeli komuś wydaje się, że to wielkość psa decyduje o jego potrzebie ruchu, to jest w ogromnym błędzie. Np. ogromny bernardyn nie nadaje się ani na długie wędrówki, ani na szalone biegi z kolegami. Po osiągnięciu 2 lat, będzie prawdopodobnie stateczny i powolny, choć od czasu do czasu pewnie będzie miał ochotę pobiegać. Chwilę. Tymczasem Jack Russell terier to nieduży, ale przepełniony energią piesek. Jeżeli nie damy mu możliwości wybiegania się, powęszenia, nie damy możliwości pracy – biada nam! Jack prowadzony całe życie na smyczy prawdopodobnie zacznie nam podkradać różne przedmioty, rozkopywać ogródek, niszczyć mieszkanie kiedy tylko zostanie sam (nie będzie to miało nic wspólnego z lękiem separacyjnym), szczekać na wszystko co się rusza, ganiać rowerzystów, biegaczy, ptaki itp., zjadać wszelkie znalezione śmieci itp. Oczywiście mało prawdopodobne żeby brak porządnych spacerów wywołał wszystkie te zachowania. Prawdopodobnie Jack wybierze sobie jedno czy dwa z nich, ale zapewniam, że to wystarczy żeby skutecznie zmącić spokój opiekunów.

- „mały pies wnosi do domu/mieszkania mniej błota, piasku itp.”
Z całą pewnością to prawda. Chyba, że jest psiakiem z długą szatą… Którą wypadałoby czesać i od czasu do czasu ostrzyc.

- kiedy myślimy o psie agresywnym, pierwsze na myśl przychodzą zazwyczaj duże rasy. Może dlatego mamy przekonanie, że wszystkie małe pieski, to słodkie aniołki? Nie jest prawdą, że małe psy nie wykazują zachowań agresywnych. Tyle tylko, że łatwiej je zbagatelizować. Jeżeli doberman szarpie się na smyczy i szczeka na mijanych ludzi, szybko stanie się postrachem osiedla. Jeżeli dokładnie tak samo będzie się zachowywał york, nikt nie zwróci na to specjalnej uwagi. Jeżeli u znajomych ugryzie Cię jamnik, nie będzie to przyjemne, ale wielka krzywda Ci się raczej nie stanie. Co innego, jeżeli ugryzie Cię większy pies, np. dalmatyńczyk.
Czy to znaczy, że dalmatyńczyki są bardziej agresywne od jamników? Nie. To znaczy tylko tyle, że problem małego psa łatwiej jest nam zbagatelizować.

- "z małym psem łatwiej podróżować".
Z tym zgadzam się bez zastrzeżeń: chętniej w hotelu przyjmą nas z pekińczykiem niż z rottweilerem, mały pies zmieści się w trakcie podróży na kolanach itp.

- "mały pies jest mniej kosztowny" (mniej je, ewentualne leczenie jest tańsze). Z całą pewnością jest to szczera prawda.

- mam nadzieję, że nikt nie zakłada, że mały pies mniej szczeka… Poziom szczekliwości zależy oczywiście częściowo od predyspozycji wynikających z rasy, ale w największym stopniu wynika z zaniedbań socjalizacyjnych lub późniejszych błędów opiekuna.


Słowem: jeżeli niewielki pies jest mniej kłopotliwy, to przede wszystkim dlatego, że człowiekowi łatwiej ignorować problemy i potrzeby małego niż dużego psa.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Kumpel na tropie

Za nami cudowny weekend: 2 dni pracy na śladzie.
Umówiliśmy ze znajomymi (ludzie + psy) i przez 2 dni bawiliśmy się w tropienie użytkowe. Najpierw układałyśmy ślady (my, 4 dziewczyny), a później psy kolejno wchodziły na przeznaczone dla nich ślady.
Wszystkie psy zrobiły ogromne postępy. Początki były trudne, bo chwilę potrwało zanim psy załapały na czym polega ta zabawa. Dodajmy, że warunki miały bardzo trudne: było bardzo sucho, więc trudno było im wyczuć zapach.
Tylko Kumpel od pierwszego śladu poszedł jak burza: zostawiłam go w samochodzie i poszłam na koniec śladu, który dla Niego ułożyłam. Niestety nikt tego nie nagrał, a szkoda, bo wypadł z samochodu i od razu złapał trop. Łatwo nie było, bo żeby dojść do ułożonej ścieżki, musiał do niej dotrzeć, ale poradził sobie idealnie J
Grunt, to motywacja J
Trochę słabiej szedł po śladzie Elizy, ale też sobie pięknie poradził. Kolejne ścieżki szły coraz lepiej. Widać, że kiedy mnie szuka, motywacja jest maksymalna, chłopak daje z siebie wszystko. Niestety za bardzo się spieszy i przez to jest mało uważny – bywa, że przestrzeli (czyli idzie prosto, mimo że ślad skręca), ale szybko się orientuje i wraca na ślad.
Kiedy szedł po śladzie Elizy, nie był aż tak nakręcony. Szedł spokojnie po śladzie, skoncentrowany i dokładny. Widać, że podoba mu się ta zabawa J
Andy też był zadowolony, choć mistrzem tropienia nie jest (na razie). Miał spory problem żeby zrozumieć co właściwie ma robić. Rozpraszały go wszystkie inne zapachy, oraz znalezione w pobliżu śladu śmieci. Kiedy załapał o co chodzi, szło mu coraz lepiej i też miał wyraźną frajdę z zabawy.
Niekwestionowanym mistrzem weekendu okazał się Wesołek – niepozorny, nieduży kundelek. Od razu wiedział bez problemu poszedł po śladzie. Najpierw potrójnym, później pojedynczym, następnie z zakrętami. Na koniec drugiego dnia bezbłędnie przeszedł po bardzo długim (10 minut szybkim krokiem), pojedynczym śladzie z masą zakrętów. Brawo dla Wesołka! J

Gorąco zachęcam wszystkich do układania śladów!
To doskonałe zajęcie dla psów (męczące, uczące koncentracji, wyciszające). Działa terapeutycznie na psy lękowe oraz nadpobudliwe.
Dla przewodników stanowi świetny pretekst do spędzania czasu na świeżym powietrzu w doborowym towarzystwie psio-ludzkim J








poniedziałek, 20 lipca 2015

mity - pies rodzinny

Niestety funkcjonuje w języku coś takiego jak „pies rodzinny”. Piszę „niestety”, ponieważ określenie te odpowiada potrzebom, czy może raczej oczekiwaniom wielu osób. Kiedy myślimy „pies rodzinny”, widzimy psa niekłopotliwego, grzecznego, przyjaźnie nastawionego do wszystkiego co żyje. Decyzja zapada: chcę psa rodzinnego. Najczęściej wybór pada na labradora lub goldena.
Prawdą jest, że są to psy, które pod pewnymi warunkami, mogą sprostać ludzkim oczekiwaniom. POD PEWNYMI WARUNKAMI, z których niestety rzadko zaprzątamy sobie głowę. Zakładamy przecież, że taki labrador JEST mądry (a więc posłuszny i niekłopotliwy) oraz przyjazny. Skoro więc jest taki sam z siebie, to będzie taki bez względu na wszystko. Tutaj właśnie zaczyna się problem…
Tak jak już pisałam, golden czy labrador ma predyspozycje do tego żeby sprostać ludzkim oczekiwaniom, ale pod pewnymi warunkami.
  1. Są to psy inteligentne, a to oznacza, że szybko się uczą (nie tylko tego, czego byśmy sobie życzyli…). Potrzebują też rozrywki umysłowej. Jeżeli człowiek im takich rozrywek nie zaproponuje, pies zorganizuje je sobie we własnym zakresie. Tyle tylko, że opiekun raczej nie będzie nimi zachwycony.
  2. Nuda, brak ruchu i możliwości swobodnej eksploracji są źródłem frustracji, a stąd o krok tylko do problemów (najczęściej będzie to niszczycielstwo, ale może to być też agresja… najczęściej między 2 samcami)
  3. Są to psy bardzo towarzyskie, co oznacza, że kontakty społeczne stanowią ważną do zaspokojenia potrzebę. Niektóre osobniki naprawdę bardzo źle znoszą długą, codzienną samotność. Nudzą się i tęsknią, więc starają się tak jak potrafią załagodzić nieprzyjemne uczucia – np. przeżuwając buty ukochanego człowieka (pięknie pachną panem + żucie ma działanie uspokajające). To nie jest złośliwość – to próba rozładowania napięcia.
  4. Żaden pies, nawet najbardziej inteligentny, potrzebuje pomocy, jeżeli ma być posłuszny. Psa trzeba NAUCZYĆ czego od niego oczekujemy w sposób DLA NIEGO zrozumiały. Nie wystarczy powiedzieć „zostań”, trzeba psu pokazać, nauczyć co to słowo oznacza, co pies ma zrobić, kiedy usłyszy to słowo. Bez szkolenia będzie trudno…
  5. Tzw. psy rodzinne stały się popularne, powstało duże zapotrzebowanie na szczeniaki – hodowle powstawały jak grzyby po deszczu. Niestety nie wszyscy hodowcy dbali o właściwy dobór psów: łączyli w pary osobniki blisko ze sobą spokrewnione, nie zwracali uwagi na właściwy charakter rodziców itp. itd. Efekt? Coraz więcej osobników cierpi na schorzenia typowe dla danej rasy, coraz więcej psów ma skłonności do np. agresji…
  6. Psy rodzinne uwielbiają dzieci. Zazwyczaj.
  7. Psy, które dopiero w dorosłym życiu zetknęły się z nimi, mogą się ich obawiać.
Dodajmy, że każdy pies ma swoją wytrzymałość. Niedopuszczalne jest pozwalanie dziecku na dokuczanie psu. Nawet rodzinnemu psu mogą kiedyś puścić nerwy. On też czuje!

Jeżeli więc decydujemy się na psa rodzinnego, który ma być posłuszny i łagodny, zadbajmy o:
- wybór odpowiedniej hodowli,
- zabierzmy psa na zajęcia psiego przedszkola (w starannie wybranej szkole, a nie pierwszej z brzegu),
- zapewniajmy mu spacery, podczas których będzie mógł realizować swoje potrzeby (nie tylko fizjologiczne),
- od początku przyzwyczajajmy go do samotności (jeżeli nie wiemy jak to zrobić, poprośmy o pomoc specjalistę: zoopsychologa lub behawiorystę). Nie jest to trudne, jeśli wiemy jak działać. Dużo trudniej będzie pomóc psu, kiedy powstanie problem niszczycielstwa, a jeszcze trudniej, jeżeli problem będzie już dobrze utrwalony przez wielokrotne powtórzenia. Nawet jeżeli pies będzie spokojnie zostawał w domu, nie skazujmy go na ciągłą tęsknotę – po powrocie z pracy ograniczmy dodatkowe wyjścia do niezbędnego minimum. Jeżeli chcemy być cały czas poza domem, to nie decydujmy się na psa.
- zapewniajmy psu rozrywkę umysłową (szkolenie, zabawy oparte na pracy węchowej, a nie na aportowaniu!)

- oczywiści potrzebne będzie jeszcze zadbanie o stały dostęp do wody, właściwa dieta, opieka weterynaryjna.

wtorek, 30 czerwca 2015

Mity – rasy agresywne

Dzisiaj chciałabym trochę pociągnąć ostatni wątek z poprzedniego wpisu.
Tak jak pisałam, jakiś czas temu zrobiono w USA badania, które miały wykazać co powoduje, że tak wiele psów traci dom i ląduje w schronisku.
Pierwszym powodem było „niedopasowanie” człowieka i psa.
Zbyt często bierzemy psa, który nam się podoba (z wyglądu), nie biorąc pod uwagę ani jego potrzeb, ani predyspozycji.
Pora chyba rozprawić się z niektórymi przesądami.
Rasy agresywne
Moim skromnym zdaniem nie ma czegoś takiego jak „rasa agresywna”. Są tylko rasy, wśród których częściej występują osobniki wykazujące zachowania agresywne. Jaka to różnica?
Otóż taka, że nie ma (prawie) psów, które na pewno będą agresywne. Wyjątek stanowią jednostki wadliwe genetycznie, posiadające tzw. gen agresji (kiedyś, wiele lat temu było sporo agresywnych złotych cocer spanieli. To wtedy powstało określenie „gen agresji”). Poza takimi przypadkami każdy pies może, ale nie musi wykształcić zachowania agresywne.
Pamiętać trzeba koniecznie, że pies, jest nastawiony na unikanie agresji. Dlatego właśnie mowa ciała psów obfituje przede wszystkim w różnorodne sygnały uspokajające, które mają zatrzymać agresję drugiego psa. Są też oczywiście tzw. sygnały grożące, ale one również mają na celu uniknięcie ostatecznego starcia. Zamiast rzucić się drugiemu do gardła, najpierw ostrzegam: nie chcę ci zrobić krzywdy, ale jeżeli się nie wycofasz, będę się bronić. To też jest próba rozwiązania konfliktu bez użycia siły.
Oczywiście zdarzają się psy, które nie stosują, a czasem nawet nie rozumieją sygnałów uspokajających, ale temu zawsze winny jest człowiek, który ograniczył lub uniemożliwił psu nauczenia się języka własnego gatunku. Mam tutaj na myśli przede wszystkim zbyt wczesne (np. w 5 lub 6 tyg. życia) oddzielenie szczeniaka od matki i rodzeństwa. Dodajmy do tego jeszcze kwarantannę związaną ze szczepieniami i nieszczęście gotowe… Umiejętności komunikacji z własnym gatunkiem nie są wrodzone, trzeba się ich nauczyć, a później trenować i doskonalić. Tak jak nasz język. Jeżeli do dziecka nikt by nie mówił, rosłoby w całkowitej ciszy, to przecież nie nauczyłoby się mówić. Czy byłaby to jego wina? Czy oznaczałoby to, że jest głupie? Nie.
Jeżeli szczenię nie nauczy się porozumiewać z innymi przedstawicielami swojego gatunku w pierwszych tygodniach życia i wyjdzie na spacer w wieku np. 4 miesięcy, to albo będzie się bało innych psów (ryzyko agresji ze strachu, jeżeli jakiś inny pies podbiegnie), albo będzie biegło do każdego napotkanego psa (z ciekawości). Tyle, że nie będzie rozumiało, co ten drugi pies do niego „mówi”. Na początku będzie miało taryfę ulgową – rzadko który pies zrobi krzywdę szczeniakowi, ale kiedy podrośnie, może zostać potraktowane nieprzyjemnie. Dorosły pies będzie „mówił”: przesadzasz, wystarczy, zostaw mnie już w spokoju, a kiedy jego komunikat nie zadziała, może dobitniej pokazać, że nie życzy sobie towarzystwa naszego psa. Nasz Azor nie będzie rozumiał dlaczego został tak potraktowany. Przy kolejnych tego typu zdarzeniach może nabrać przekonania, że inne psy są agresywne i może w niektórych sytuacjach atakować jako pierwszy (znowu: ze strachu).
Takie zachowania mogą wystąpić u psa każdej rasy. Tyle, że my-ludzie, zupełnie inaczej odbieramy to samo zachowanie u yorka i u np. rottweilera.
Jeżeli york ugryzie, to uszczerbek na zdrowiu będzie niewielki. Dlatego właśnie gryzący york nie będzie przez nas uznany za psa niebezpiecznego.
Na gryzącego yorka będziemy patrzeć z politowaniem, może niechęcią, ale rzadko kto będzie się go bał.
Tak więc york wykazujący zachowania agresywne zostanie przez nas łagodniej oceniony niż warczący rottweiler…

Tak jak już pisałam, psy są nastwione na unikanie agresji.
W książce „Sygnały uspokajające, czyli jak psy unikają konfliktów”, Turid Rugaas opisuje historię suczki, która nie znała psiego języka. Nauczyła się go dopiero jako całkiem dorosła. A więc jest to możliwe.

Jak bardzo pies może się zmienić, udowodniła m.in. Alexa Capra, która brała udział w akcji „psi kombatanci”. Celem akcji była resocjalizacja psów, które brały udział w nielegalnych walkach psów. Praca była ciężka i długa, ale prawie wszystkie psy udało się doprowadzić do poziomu normalnych psów, prawidłowo funkcjonujących w psio-ludzkim świecie.

Kiedy myślimy o rasach agresywnych, na myśl większości z nas przychodzą chyba przede wszystkim amstaffy. Psy hodowane do walk.
Mylne jest przeświadczenie, że są to psy z natury agresywne (takich psów nie ma).
Warto wiedzieć, że psy hodowane do walk, mają bardzo mocno wyhamowaną agresję do ludzi. Przecież sędzia musiał mieć możliwość przerwania starcia w dowolnie wybranym momencie, rozdzielenia psów walczących na śmierć i życie.
Amstaffy przez lata były w USA najchętniej wybieranymi psami do domów z małymi dziećmi. Po pierwsze ze względu na wyhamowaną agresję do ludzi, a po drugie dlatego, że mają podwyższony próg bólu, a to oznacza, że dziecko naprawdę musiałoby się postarać, żeby psa zabolało (zminimalizowane ryzyko gwałtownej reakcji na bodziec bólowy).
Odwrotna sytuacja jest w przypadku małych, delikatnych piesków, którym łatwo zrobić krzywdę. Jeżeli rączka dziecka zaciśnie się na nodze yorka, pies penie będzie się bronił. Być może gwałtownie… Małe dziecko i mini piesek to ryzyko dla dziecka, a przede wszystkim dla psiaka.
Wróćmy jeszcze na chwilę do psów typu bull. Większość z nich gryzie inaczej niż pozostałe psy. To prawda, że ich ugryzienia są bardziej niebezpieczne, a to dlatego, że zaciskają szczęki. Większość psów gryzie i puszcza, po czym ewentualnie ponownie gryzie. Bulle chwytają i trzymają. Takiego psa naprawdę trudno oddzielić od przeciwnika.
Jeszcze jednym zagrożeniem jest to, że niektóre bulle znajdują przyjemność w dręczeniu innych psów. Dlatego bardzo ważny jest wybór hodowli i bardzo staranna socjalizacja.


Z każdego psa da się zrobić psa agresywnego, ale pomijając wady genetyczne i problemy neurologiczne, każdy pies może być łagodnym, pokojowo nastawionym psem.

piątek, 12 czerwca 2015

Jaki Pan, taki kram

Gdzieś słyszałam zdanie: „Pokaż mi swojego psa, a powiem Ci kim jesteś”.
Prawdę mówiąc, nie podpisałabym się pod tym stwierdzeniem.
Kiedy adoptowałam Barona, okazał się być psem idealnym. Czy była to moja zasługa? Na pewno nie.
Kiedy trafiam do kogoś z 12-tygodniowym szczeniakiem, który boi się nawet własnego cienia, to czy jest to wina jego obecnych opiekunów? Na pewno nie.
Dodać tutaj należy, że oczywiście mamy ogromny wpływ na naszego psa.
Nie z każdego psa po przejściach da się zrobić psa idealnego, ale każdego psa można „zepsuć”, tzn. wpłynąć na niego tak, żeby zaczął wykazywać zachowania uznawane za problemowe, jak np. zachowania agresywne.
Największy wpływ (najczęściej nieświadomy) mamy na psy ras wyhodowanych do ścisłej współpracy z człowiekiem (a więc np. psy przeznaczone do pasienia czy  aportowania).
Nasze zachowanie bardzo mocno wpływa na zachowanie takich psów.
Pamiętam pewnego Azorka (młodego labradora), do którego zaczęłam jeździć na szkolenie indywidualne. Pies nie wykazywał żadnych niepożądanych zachowań. Chodziło wyłącznie o nauczenie go wybranych komend, mających na celu ułatwienie wspólnego życia. Od początku zaniepokoiła mnie atmosfera panująca w domu. Czuło się nerwy i napięcie między Rodzicami i dziećmi. Kiedy powiedziałam, że np. częste krzyki czy kłótnie mogą negatywnie wpłynąć na zachowanie psa, spotkałam się ze zdziwieniem, niedowierzaniem i natychmiastową odpowiedzią, że nic takiego nie ma miejsca (tutaj wyszło, że dla każdego określenie „krzyki” czy „kłótnie” oznaczają co innego…)
Po kilku tygodniach od pierwszego spotkania zaczęły się problemy z zachowaniem psa: zaczął podgryzać opiekunów…
Dodać należy, że trening posłuszeństwa udał się doskonale: Azor opanował wszystkie komendy. Cóż z tego, skoro życie z Nim było coraz trudniejsze?
Jestem przekonana, że Azor nie był źle traktowany. Przeciwnie: był oczkiem w głowie całej Rodziny. Niestety napięcia między ludźmi bardzo wyraźnie dały o sobie znać…
Często nie zdajemy sobie sprawy, że problemy z zachowaniem naszego psa mogą mieć swoje źródło w napiętej atmosferze. Niestety żaden psi psycholog nic tutaj nie pomoże. W takich sytuacjach bardziej by się przydała terapia rodzinna.

Moja koleżanka pisała pracę magisterską, której tytułu nie jestem niestety w stanie zacytować, która wykazała znaczną zbieżność pomiędzy problemami ludzi i ich czworonogów. Ludzie z depresją mieli smutne, osowiałe psy; ludzie nadpobudliwi mieli nadpobudliwe psy, ludzie sfrustrowani mieli sfrustrowane psy itd.
Być może w pewnym stopniu dzieje się tak dlatego, nie tylko dlatego, że nasze zachowanie wpływa na zachowanie naszego psa, ale również dlatego, że często wybieramy psa na własne podobieństwo.

Ludzie energiczni zwykle szukają psów aktywnych, domatorzy wybierają raczej psy spokojne i zrównoważone.
Jest to oczywiście sensowne podejście. Jeżeli lubię ruch: biegam, jeżdżę na rowerze, uwielbiam długie spacery i chcę żeby pies towarzyszył mi w trakcie tych aktywności, to nie mogę mieć basseta… Jeżeli natomiast szukam psiaka, który będzie leżał na moich kolanach przez cały wieczór i zadowoli się niezbyt długimi spacerami, a do tego nie mam czasu lub ochoty na szkolenie, to zupełnie nie nadaję się na przewodnika np. labradora czy owczarka belgijskiego.
Niestety, jak zawsze, jest tutaj jeszcze druga strona medalu: wpływam na mojego psa. Jeżeli jestem osobą energiczną, ale też nadpobudliwą, nerwową lub hałaśliwą i wezmę pod swój dach np. border collie, to nieszczęście gotowe. Mój pełen energii pies, nakręcany dodatkowo moim zachowaniem stanie się niesamowicie nadpobudliwy. Może szczekać na wszystko i wszystkich lub zacząć demolować mieszkanie.
Jeżeli jestem osobą spokojną i nieco leniwą, to mogę wybrać np. mopsa. Chyba, że cierpię na depresję lub skłonność do obżarstwa. Wtedy prawdopodobnie bardzo szybko unieszczęśliwię mojego psa…

Zdarzają się też ludzie, którzy dobierają psa jako uzupełnienie własnego image’u.
Niektórzy wybierają do tego np. amstaffy (najczęściej chodzące w obrożach z ćwiekami). Z każdego psa da się zrobić potwora, nawet z amstaffa, który jako pies hodowany do walk ma bardzo mocno wygaszoną agresję do ludzi.
Inni, a raczej inne, wybiorą jako „słodki dodatek” kreacji raczej yorka lub chihuahua. Założą różowy sweterek z brylancikami i będą nosiły w torebkach, całkowicie zapominając, że pies (nawet mały), to nadal pies, który ma swoje potrzeby.
Te biedne psiaki są często traktowane jak porcelanowe laleczki, chronione przed mrozem, deszczem, błotem, innymi psami i wszystkim, co w ocenie Pani mogłoby je przestraszyć. Efekt? Często są przerażone wszystkim co napotkają (najbardziej boimy się tego, czego nie znamy…) Często w związku z tym stają się nadmiernie szczekliwe lub nawet agresywne (ze strachu)…

Na koniec jeszcze jedno: Kilka lat temu zrobiono w USA badania, które miały wykazać co powoduje, że tak wiele psów traci dom i ląduje w schronisku.
Pierwszym powodem było właśnie „niedopasowanie” człowieka i psa.

Zbyt często bierzemy psa, który nam się podoba (z wyglądu), nie biorąc pod uwagę ani jego potrzeb, ani predyspozycji…

środa, 3 czerwca 2015

adopcja: szczeniak czy pies dorosły?

Oglądam dalszy ciąg odcinka pierwszego „Przygarnij mnie”.
Zerknijcie na 18 minutę: Człowiek pochyla się nad psem. Pies siada (sygnał uspokajający), po chwili oblizuje się (drugi sygnał uspokajający), następnie stara się polizać człowieka (trzeci sygnał uspokajający). Jak bardzo nie rozumiemy psiego języka…
O sygnałach uspokajających można przeczytać w książce Turid Rugaas pt. „Sygnały uspokajające, czyli jak psy unikają konfliktów”. Jest to mała książeczka, którą – moim skromnym zdaniem – powinien przeczytać każdy opiekun psa. Książka pomoże lepiej „czytać” i rozumieć psy. Nie tylko w kontaktach psio-ludzkich, ale też psio-psich. Gorąco polecam!

Wracając do programu: o kąpieli już pisałam. Co do suszarki, to pokazano nam tylko migawkę. Myślę, że c.d. nie bardzo nadawał się do pokazania. Psiak wyglądał na przerażonego.

Zwróćcie uwagę na 24 minutę: Sunia skacze na p. Agnieszkę, pada komentarz: „Zobaczcie, ona już mnie kocha”. Czas zerknąć na ogon – wciśnięty pod brzuch.
Co się tutaj dzieje? Sunia jest przerażona, a jednocześnie jakby szukała pomocy, opieki u całkiem obcej osoby.

Pani Agnieszka mówi, że stary pies nie jest w niczym gorszy niż szczeniak.
To dłuższy temat. Oba rozwiązania mają swoje jasne i ciemne strony.
Każdy, kto decyduje się na szczeniaka, myśli, że to dobra decyzja, bo ułoży psa od początku i uniknie wszelkich problemów. Niestety sprawa nie wygląda aż tak różowo.
  1. Dla psiej psychiki bardzo ważne (o ile nie najważniejsze) jest pierwsze 10 tygodni życia. 70-80 procent tego czasu szczenię spędza u hodowcy. Jeżeli hodowla jest bez zarzutu, pies ma świetny start. Na tej bazie rzeczywiście możemy „zbudować” super psa. Niestety nie wszyscy hodowcy należycie dbają o prawidłową socjalizację szczeniąt…
  2. Druga sprawa, to matka. Jeżeli bała się np. mężczyzn, to prawdopodobnie nasz szczeniak też będzie się ich obawiał.
Tak więc to, że weźmiemy szczeniaka, jeszcze niczego nie gwarantuje. Trafia do mnie naprawdę sporo osób ze szczeniakami lękowymi, a nawet takimi, które wykazują zachowania agresywne lub które wręcz gryzą (mocno) swoich nowych opiekunów. Jeżeli takie zachowania występują u 10-tygodniowego szczeniaka, to jest to wina hodowcy, ale problem dotyka nowych opiekunów.
  1. Mało kto myśli o tym, jak bardzo kłopotliwy może być szczeniak. Wiemy, że będzie załatwiał się w domu (ale co innego wiedzieć, a co innego ciągle sprzątać). Wiemy, że może gryźć (ale trudno przewidzieć jak kosztowne będą poczynione przez niego straty). Wychowanie szczeniaka? Sama rozkosz, ale jak bardzo czasochłonna…

Jeżeli natomiast decydujemy się na adopcję dorosłego psa, to:
  1. Oczywiście nigdy do końca nie wiemy jaki ten pies będzie (ale przy szczeniakach też możemy się zdziwić, jeżeli wybierzemy hodowlę tylko „po papierach”).
  2. Myślę, że dobrym adresem są psiaki z domów tymczasowych. Od tymczasowego opiekuna możemy się naprawdę dużo o psie dowiedzieć, a więc nie bierzemy już kota w worku, wiemy na co się decydujemy. Jeżeli poświęcimy trochę czasu na poszukiwania, możemy znaleźć psa swoich marzeń.
  3. Adoptując psa, ratujemy mu życie, dajemy szczęście, dom.

Adopcja starego psa:
  1. Wydaje się niektórym bez sensu, bo pies krótko będzie z nami. Oczywiście: nie będzie z nami 10 lat, tylko 2, może 4 lata. Natomiast dzięki adopcji, zazna w swoim życiu szczęścia. Naprawdę nie warto?
  2. Stary pies jest najmniej wymagający na co dzień (choć oczywiście trzeba się liczyć z częstymi wizytami u lekarza weterynarii oraz kosztami leczenia). Stary pies jest zazwyczaj spokojny. Nie wymaga długich spacerów, rzadko wykazuje zachowania agresywne - na starość psy często łagodnieją. Tak jakby już im się nie chciało wchodzić w zbędne konflikty.

Barona adoptowałam, kiedy miał 10 lat. Był z nami 2 lata i 5 dni.
To były naprawdę wspaniałe 2 lata. Niesamowicie dużo się od Barona nauczyłam. Na zawsze pozostanie moim niedoścignionym mistrzem: umiał się cieszyć ze wszystkiego. To naprawdę było po nim widać.
Kiedy przybył do naszego domu, miał zaawansowaną dysplazję. Trudno mu było chodzić, na pewno łapy go bolały, choć oczywiście nigdy się nie dowiem jak bardzo.
Mimo tego uwielbiał spacery, chodził na tyle, na ile był w stanie. Kiedy miał lepszy dzień, nawet trochę biegał.
Uśmiechał się najpiękniej na świecie, kiedy tylko ktoś na niego spojrzał, dotknął, zaproponował spacer.
Ten pies naprawdę umiał się cieszyć życiem. Mimo wszystko.
Te dwa lata na zawsze pozostaną w mojej pamięci i chyba nigdy już nie spotkam tak dobrego nauczyciela życia.
Bo czy nie o to w życiu chodzi, żeby umieć się cieszyć z tego, co nas spotyka?

A czy nie warto dać staremu psu dom? Chociaż na 2 lata?

poniedziałek, 25 maja 2015

branie psa na ręce

Szczotkujecie swoim psom zęby?
Pani doktor z programu „Przygarnij mnie”, powiedziała (odc.1), że zęby Nony-Lejli są w świetnym stanie, a dalej:
„Trzeba pamiętać o ich szczotkowaniu, stosowaniu przekąsek stomatologicznych, czy podawaniu suchej karmy, które to trzy czynniki będą bardzo pozytywnie wpływały na ich stan w przyszłości i zapobiegną jakimkolwiek problemom”.
Wiem, że się czepiam; czepiam się okropnie, ale absolutnie nie mogę się zgodzić, że jakiekolwiek działanie może „zapobiec jakimkolwiek problemom”, o co by nota bene nie chodziło. Niestety karmi się nas takimi stwierdzeniami na śniadanie, obiad i kolację. Zawsze mi się wydawało, że odbiorcy w jakiś sposób to filtrują i we własnych głowach zmieniają reklamowy przekaz typu „skuteczny w 100%” na „przyczynia się / ułatwia” itp. Niestety tak nie jest. Sama się na tym łapię, że taki filtr zakładam zawsze przy wszelkiego rodzaju reklamach, ale już jeżeli chodzi o informacje różnego typu – nie zawsze. Jeżeli mam o czymś jakie-takie pojęcie, jestem w stanie ocenić na ile przekaz jest wiarygodny, często też myślę „na chłopski rozum”, że coś nie może być aż tak skuteczne, ale jeżeli mowa jest o sprawach, o których nie mam pojęcia, po prostu przyjmuję to, co mówią specjaliści. Niestety kilka razy się na tym przejechałam…

Dalej w odcinku pada hasło „to ona dominuje w domu” (mowa o kotce).
O teorii dominacji dużo by można było pisać. Kiedyś już o niej pisałam (bardzo skrótowo). Gdyby ktoś miał ochotę, wpis znajdzie tutaj: http://pieskumpel.blogspot.com/2013/10/teoria-dominacji.html

Czepiania się ciąg dalszy: w 15tej minucie odcinka Lejla jest brana na ręce. Zwróćcie uwagę jaką ma minę. Nie wygląda na zadowoloną, prawda?
Większość psów nie lubi być brana na ręce. Serio. Ja też bym nie chciała żeby ktoś bez żadnego ostrzeżenia nagle podnosił mnie do góry. Nawet, gdyby był to mój najukochańszy mąż. Dlaczego? Bo nie koniecznie chciałabym być zaskakiwana w ten sposób; dlatego że mogłoby to być zrobione w złym momencie (kiedy np. robię coś ciekawego); dlatego, że mogłabym się przestraszyć. Pies ma podobnie.
Dodajmy jeszcze, że mały piesek (a takie właśnie najczęściej są brane na ręce), leci w górę na ok. 10-20-krotną wysokość własnego ciała. To tak, jakby nagle ktoś nas wyciągną na wysokość przynajmniej 3-4 piętra. Z prędkością bardzo szybkiej windy. Fajnie? Chyba nie bardzo. Tym bardziej, jeżeli zrobione by to było przez zaskoczenie.
Jeżeli już koniecznie trzeba wziąć psa na ręce, warto:
  1. Wprowadzić jakieś słowo zapowiadające to, co zaraz nastąpi, np. „w górę”
  2. Podnosić psa powoli, a nie gwałtownie
  3. Chwytać delikatnie i koniecznie wkładać rękę pod psią pupę w chwili kiedy psa podnosimy, a nie dopiero kiedy mamy go na rękach. Wiem, że to niezbyt wygodne, ale warto wyrobić w sobie taki nawyk (w trosce o kręgosłup psa)
  4. Nigdy, przenigdy nie brać psa „pod pachy”! To jest bardzo nieprzyjemne, może być bolesne i nie jest dobre dla kręgosłupa.

Pies nie jest lalką, jest psem, a jego miejsce jest na ziemi, na własnych 4 łapach.