Witam serdecznie po kolejnej przerwie w pisaniu spowodowanej
rozpoczęciem roku szkolnego, zajęć dodatkowych, układaniem rodzinnego grafiku i
wdrażaniem się w powakacyjny rytm.
Dzisiaj chciałabym się zastanowić czy prawdą jest, że mały pies jest mniej kłopotliwy.
Mówi się, że:
- „mały pies jest łatwiejszy do opanowania” – zawsze da się
go w razie kłopotów wziąć na ręce i po sprawie. W razie gdyby nie chciał iść
tam, gdzie postanowił pójść człowiek, bez problemu każdy jest w stanie go siłą
przeciągnąć na „właściwy” tor. Jeżeli tak do tego podejść, trudno się nie
zgodzić. Łatwiej siłą zaciągnąć gdzieś yorka niż rottweilera. Wydaje mi się
jednak smutne, jeżeli spacer polega głównie na siłowym przeciąganiu psa trasą
zaplanowaną przez człowieka. Pies wychodzi przecież na spacer nie tylko po to
żeby się załatwić, ale także żeby spotkać innego psa, a przede wszystkim żeby
węszyć, węszyć i węszyć. Szybkie przejście dookoła bloku 3 razy dziennie to
namiastką, a nie zaspokojeniem psich potrzeb.
Dodajmy, że opiekunowie mikropiesków często nigdy, lub
prawie nigdy nie spuszczają swoich czworonogów ze smyczy. Dlaczego? Bo tak jest
łatwiej… Oczywiście oficjalne wyjaśnienie będzie brzmiało: „bo nie wraca, kiedy
go wołam”, „bo boję się, że wpadnie pod samochód”, „bo bardzo go kocham i boję
się, że jakiś inny pies zrobi mu krzywdę” itp. Wydaje mi się, że tak naprawdę, problem
wynika z braku świadomości jak ważnym elementem psiego życia jest spacer i
swobodne wąchanie. Drugim powodem jest nasze ludzkie lenistwo. Da się przecież
nauczyć yorka czy sznaucera nauczyć powrotu na przywołanie. To bardzo bystre
psiaki. Tyle tylko, że wyszkolenie psa wymaga trochę czasu i konsekwencji…
Łatwiej go mieć na smyczy i w razie czego mocniej pociągnąć (co w przypadku
mikropiesków nie stanowi żadnego wysiłku).
Jeżeli na smyczy ciągnie pies duży lub średni, mamy
zazwyczaj motywację, żeby coś z tym zrobić, jakoś rozwiązać ten problem. Kiedy
ciągnie nas ciężki pies, jest to mało komfortowe dla CZŁOWIEKA, więc człowiek
jest gotów coś z tym zrobić. Póki dyskomfort leży wyłącznie po stronie psa,
łatwiej udawać, że problemu nie ma lub znaleźć powód, dla którego nie warto
pracować, bo i tak nie będziemy naszego psa spuszczać ze smyczy (np. lęk o
naszego pieska),
- „mały pies nie musi tyle biegać, więc spacery mogą być
krótsze”.
Jeżeli komuś wydaje się, że to wielkość psa decyduje o jego
potrzebie ruchu, to jest w ogromnym błędzie. Np. ogromny bernardyn nie nadaje
się ani na długie wędrówki, ani na szalone biegi z kolegami. Po osiągnięciu 2
lat, będzie prawdopodobnie stateczny i powolny, choć od czasu do czasu pewnie
będzie miał ochotę pobiegać. Chwilę. Tymczasem Jack Russell terier to nieduży,
ale przepełniony energią piesek. Jeżeli nie damy mu możliwości wybiegania się, powęszenia,
nie damy możliwości pracy – biada nam! Jack prowadzony całe życie na smyczy
prawdopodobnie zacznie nam podkradać różne przedmioty, rozkopywać ogródek,
niszczyć mieszkanie kiedy tylko zostanie sam (nie będzie to miało nic wspólnego
z lękiem separacyjnym), szczekać na wszystko co się rusza, ganiać rowerzystów,
biegaczy, ptaki itp., zjadać wszelkie znalezione śmieci itp. Oczywiście mało
prawdopodobne żeby brak porządnych spacerów wywołał wszystkie te zachowania.
Prawdopodobnie Jack wybierze sobie jedno czy dwa z nich, ale zapewniam, że to
wystarczy żeby skutecznie zmącić spokój opiekunów.
- „mały pies wnosi do domu/mieszkania mniej błota, piasku itp.”
Z całą pewnością to prawda. Chyba, że jest psiakiem z długą
szatą… Którą wypadałoby czesać i od czasu do czasu ostrzyc.
- kiedy myślimy o psie agresywnym, pierwsze na myśl
przychodzą zazwyczaj duże rasy. Może dlatego mamy przekonanie, że wszystkie
małe pieski, to słodkie aniołki? Nie jest prawdą, że małe psy nie wykazują
zachowań agresywnych. Tyle tylko, że łatwiej je zbagatelizować. Jeżeli doberman
szarpie się na smyczy i szczeka na mijanych ludzi, szybko stanie się postrachem
osiedla. Jeżeli dokładnie tak samo będzie się zachowywał york, nikt nie zwróci
na to specjalnej uwagi. Jeżeli u znajomych ugryzie Cię jamnik, nie będzie to przyjemne,
ale wielka krzywda Ci się raczej nie stanie. Co innego, jeżeli ugryzie Cię
większy pies, np. dalmatyńczyk.
Czy to znaczy, że dalmatyńczyki są bardziej agresywne od
jamników? Nie. To znaczy tylko tyle, że problem małego psa łatwiej jest nam
zbagatelizować.
- "z małym psem łatwiej podróżować".
Z tym zgadzam się bez zastrzeżeń: chętniej w hotelu przyjmą
nas z pekińczykiem niż z rottweilerem, mały pies zmieści się w trakcie podróży
na kolanach itp.
- "mały pies jest mniej kosztowny" (mniej je, ewentualne
leczenie jest tańsze). Z całą pewnością jest to szczera prawda.
- mam nadzieję, że nikt nie zakłada, że mały pies mniej
szczeka… Poziom szczekliwości zależy oczywiście częściowo od predyspozycji
wynikających z rasy, ale w największym stopniu wynika z zaniedbań
socjalizacyjnych lub późniejszych błędów opiekuna.
Słowem: jeżeli niewielki pies jest mniej kłopotliwy, to
przede wszystkim dlatego, że człowiekowi łatwiej ignorować problemy i potrzeby małego
niż dużego psa.