środa, 13 maja 2015

Program "Przygarnij mnie"

Oglądaliście?
Moim zdaniem, to wspaniała inicjatywa J
Szczerze mówiąc, rok temu rozmawiałam z kuzynką o stworzeniu takiego programu. Nie zabrałam się za to, bo to ogromne wyzwanie, a z racji posiadania 2 małych dzieci, nie mogłabym tyle czasu spędzać poza domem. Cieszę się, że ktoś miał podobny pomysł i poszedł dalej, realizując go J

Jestem właśnie w trakcie oglądania pierwszego odcinka.
Wiem, że będę się okropnie czepiać, ale zachwalanie wszystkiego byłoby pewnie nie do czytania…

Pierwsza sprawa: kąpiel.
Każdy (lub prawie każdy) pies zabrany ze schroniska śmierdzi. Bardziej lub mniej. Sporo zależy od warunków, w jakich przebywał, od tego jak duży miał boks, jak często miał sprzątane, od tego jak się zachowywał, czy był w boksie sam.
Kiedy brałam ze schroniska Barona (był w schronisku 2 dni), śmierdział tak, że jadąc z nim samochodem, bałam się, że zwymiotuję. Serio. Zabrałam go od razu do weterynarza, a później zabrałam na spacer i nakarmiłam (bez wchodzenia do domu; mama wyniosła mi miskę z jedzeniem). Następnie porządnie go wyczesałam (szczotką, nie trymerem, nie grzebieniem). Chodziło mi o zdjęcie „najgorszego” brudu. Oczywiście nie usunęło to nieprzyjemnego zapachu, ale dało się już wytrzymać. Takie wyczesanie naprawdę sporo daje. Przez kolejne dni starałam się być z Baronem jak najwięcej na dworze, żeby się „wywietrzył”. Po trzech dniach było już całkiem znośnie, a po 10 dniach już całkiem w porządku. Obyło się zupełnie bez kąpieli.
Dlaczego chciałam jej uniknąć? Bo to duży stres dla większości psów.
Taka kąpiel na „dzień dobry” może (nie musi) osłabić zaufanie do nowego opiekuna. Oczywiście to minie, ale może przedłużyć proces nawiązania właściwej relacji.
Jeżeli ktoś już koniecznie musi psa wykąpać, to dobrze jest wybrać jest gabinet, w którym nie trzeba wkładać psa do wanny, która wygodna jest dla człowieka, a nie dla psa. Szukałabym raczej w gabinetach psich fryzjerów, gdzie zdarzają się stanowiska kąpielowe na podłodze. Oczywiście wtedy pies też stara się uciekać, a ludzie są bardziej mokrzy, ale unikamy podnoszenia psa i wkładania go do wanny, która jest swojego rodzaju klatką. Miejscem, w którym pies czuje się osaczony.
Zamiast wycierania, czy suszenia psa (o ile na dworze nie jest bardzo zimno) lepiej pozwolić mu się otrzepać. Oczywiście więcej jest do sprzątania (jeżeli nie zdążymy wyprowadzić psa na zewnątrz) i sami będziemy mokrzy, ale dla psa jest to znacznie lepsze. Jeżeli wycieramy już psa, to zawsze „z włosem”, nie „pod włos”.
Suszenie dla psów, które nie są do tego przyzwyczajone (czyli dla niemalże wszystkich psów schroniskowych), jest kolejnym przerażającym przeżyciem.
Jeżeli tylko pogoda jest znośna, lepiej poczekać, aż pies sam wyschnie.

Kiedy adoptowałam Kumpla, nie było mowy o kąpaniu go. Mieszkał w sporym boksie (chodził po trawie), miał budę. Nie był brudny. Miał tylko zapach psa mieszkającego na zewnątrz. Niezbyt przyjemny, ale do wytrzymania. Podszerstek też miał psa podwórzowego, więc przez pierwsze dni wyczesywałam z niego po 2 reklamówki kłaków dziennie…

Tak na koniec: jeżeli wydaje się Wam, że dla Lizaka (psa adoptowanego przez pana Mroczka), kąpiel nie stanowiła większego problemu, to przyjrzyjcie się uważnie jakie CSy wysyłał… Spanikowany nie był (chyba, że te sceny usunięto), ale z całą pewnością kąpiel nie sprawiła mu przyjemności.
Dlatego zachęcam, żeby – jeżeli tylko jest to możliwe – oszczędzić psu kąpieli. Przynajmniej „na dzień dobry”.

www.szkolabaron.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz