Oglądaliście?
Moim zdaniem, to wspaniała inicjatywa J
Szczerze mówiąc, rok temu rozmawiałam z kuzynką o stworzeniu
takiego programu. Nie zabrałam się za to, bo to ogromne wyzwanie, a z racji
posiadania 2 małych dzieci, nie mogłabym tyle czasu spędzać poza domem. Cieszę
się, że ktoś miał podobny pomysł i poszedł dalej, realizując go J
Jestem właśnie w trakcie oglądania pierwszego odcinka.
Wiem, że będę się okropnie czepiać, ale zachwalanie
wszystkiego byłoby pewnie nie do czytania…
Pierwsza sprawa: kąpiel.
Każdy (lub prawie każdy) pies zabrany ze schroniska
śmierdzi. Bardziej lub mniej. Sporo zależy od warunków, w jakich przebywał, od
tego jak duży miał boks, jak często miał sprzątane, od tego jak się zachowywał,
czy był w boksie sam.
Kiedy brałam ze schroniska Barona (był w schronisku 2 dni),
śmierdział tak, że jadąc z nim samochodem, bałam się, że zwymiotuję. Serio.
Zabrałam go od razu do weterynarza, a później zabrałam na spacer i nakarmiłam
(bez wchodzenia do domu; mama wyniosła mi miskę z jedzeniem). Następnie
porządnie go wyczesałam (szczotką, nie trymerem, nie grzebieniem). Chodziło mi
o zdjęcie „najgorszego” brudu. Oczywiście nie usunęło to nieprzyjemnego
zapachu, ale dało się już wytrzymać. Takie wyczesanie naprawdę sporo daje.
Przez kolejne dni starałam się być z Baronem jak najwięcej na dworze, żeby się „wywietrzył”.
Po trzech dniach było już całkiem znośnie, a po 10 dniach już całkiem w
porządku. Obyło się zupełnie bez kąpieli.
Dlaczego chciałam jej uniknąć? Bo to duży stres dla
większości psów.
Taka kąpiel na „dzień dobry” może (nie musi) osłabić
zaufanie do nowego opiekuna. Oczywiście to minie, ale może przedłużyć proces
nawiązania właściwej relacji.
Jeżeli ktoś już koniecznie musi psa wykąpać, to dobrze jest
wybrać jest gabinet, w którym nie trzeba wkładać psa do wanny, która wygodna jest
dla człowieka, a nie dla psa. Szukałabym raczej w gabinetach psich fryzjerów,
gdzie zdarzają się stanowiska kąpielowe na podłodze. Oczywiście wtedy pies też
stara się uciekać, a ludzie są bardziej mokrzy, ale unikamy podnoszenia psa i
wkładania go do wanny, która jest swojego rodzaju klatką. Miejscem, w którym
pies czuje się osaczony.
Zamiast wycierania, czy suszenia psa (o ile na dworze nie
jest bardzo zimno) lepiej pozwolić mu się otrzepać. Oczywiście więcej jest do
sprzątania (jeżeli nie zdążymy wyprowadzić psa na zewnątrz) i sami będziemy
mokrzy, ale dla psa jest to znacznie lepsze. Jeżeli wycieramy już psa, to
zawsze „z włosem”, nie „pod włos”.
Suszenie dla psów, które nie są do tego przyzwyczajone
(czyli dla niemalże wszystkich psów schroniskowych), jest kolejnym
przerażającym przeżyciem.
Jeżeli tylko pogoda jest znośna, lepiej poczekać, aż pies
sam wyschnie.
Kiedy adoptowałam Kumpla, nie było mowy o kąpaniu go.
Mieszkał w sporym boksie (chodził po trawie), miał budę. Nie był brudny. Miał
tylko zapach psa mieszkającego na zewnątrz. Niezbyt przyjemny, ale do
wytrzymania. Podszerstek też miał psa podwórzowego, więc przez pierwsze dni
wyczesywałam z niego po 2 reklamówki kłaków dziennie…
Tak na koniec: jeżeli wydaje się Wam, że dla Lizaka (psa
adoptowanego przez pana Mroczka), kąpiel nie stanowiła większego problemu, to przyjrzyjcie
się uważnie jakie CSy wysyłał… Spanikowany nie był (chyba, że te sceny
usunięto), ale z całą pewnością kąpiel nie sprawiła mu przyjemności.
Dlatego zachęcam, żeby – jeżeli tylko jest to możliwe –
oszczędzić psu kąpieli. Przynajmniej „na dzień dobry”.
www.szkolabaron.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz