czwartek, 31 października 2013

dysplazja - c.d.

Skoro zaczęłam już temat, to pomyślałam, że napiszę jeszcze o kilku sprawach.
Bardzo ważne jest żeby odpowiednio zadbać o stawy. Zwłaszcza u młodych psów. Podstawową sprawą jest właściwa dieta. Wiadomo: dobra karma kosztuje. Nie ma czegoś takiego jak dobra i tania karma, bo niby jakim cudem? Jeśli ktoś mówi, że nie ma pieniędzy na dobrą karmę, to niech zapyta lekarza weterynarii ile kosztuje operacja stawów lub leczenie starszego psa. Jestem przekonana, że taniej wyjdzie zdrowe karmienie szczeniaka. Dobrze żywiąc psa, inwestujemy w jego przyszłość i dbamy o własny portfel na przyszłość.
Druga rzecz: nie należy stawów młodego psa przeciążać, a więc:
- lepiej nie fundować szczeniakowi 1 bardzo długiego spaceru, lecz kilka krótszych.
- nie zachęcajmy szczeniaka do aportowania. Jeśli zabawa mu się spodoba, będzie biegał za patykiem do upadłego. Warto zwrócić uwagę, że kiedy szczenięta bawią się między sobą, robią sobie przerwy. Kiedy bawią się z człowiekiem – zdarza się to znacznie rzadziej.
- jeśli szczenię robi sobie przerwę w trakcie spaceru – uszanujmy to i poczekajmy aż będzie gotów do dalszej drogi
- absolutnie odradzam jazdę na rowerze w towarzystwie młodego psa. Będzie biegł tak długo, jak długo będzie miał choć trochę siły. O rowerach napiszę więcej wiosną.
- szczenię nie powinno zbyt dużo chodzić po schodach. Póki psiak nie jest jeszcze bardzo ciężki – warto znosić go ze schodów (schodzenie jest gorsze dla stawów niż wchodzenie). Nie znoście go jednak z całych schodów, żeby zbytnio się do tego nie przyzwyczaił. Jednego dnia może zejść samodzielnie pierwsze półpiętro, innego ostatnie. Niech się młodziak uczy jak zejść samodzielnie, ale w ograniczonym wymiarze.
- nie zachęcajmy szczeniąt do skakania. Jeśli same mają ochotę poskakać, to w porządku, ale np. z trenowaniem skoków przez przeszkody, lepiej poczekać.
- panele są dla psów czymś okropnym - łapki strasznie się ślizgają. Jeśli jest to możliwe - dobrze żeby w domu były dywany, czy wykładziny. Wiem, że trudniej się je sprząta, że łatwiej wytrzeć siku z parkietu, że mało kto będzie urządzał mieszkanie "pod psa", ale może?

Jeśli o czymś zapomniałam – piszcie w komentarzach.

Pozdrawiam.

środa, 30 października 2013

Dysplazja

Co to jest dysplazja, wie chyba każdy (jak nie wie, to wygoogluje).
Grozi ona przede wszystkim psom dużych i olbrzymich ras. U owczarków niemieckich i labradorów jest na dobrą sprawę pewna.
Jeśli jest wcześnie wykryta – można operować.
Jeśli pojawia się u starego psa, narkoza może nieść ze sobą zbyt duże ryzyko.
Ostatnio słyszałam o starym labradorze, który przez dysplazję ledwo już chodził. Lekarz weterynarii stwierdził, że wyczerpał już wszystkie możliwości farmakologiczne i delikatnie zasugerował, że za jakiś czas będzie należało pomyśleć o eutanazji.
Opiekun psa zwierzył się z problemu znajomemu, który zaproponował wzbogacenie
diety psa o kurze łapki (pazurki). Po kilku miesiącach labrador znowu sprawnie się poruszał. Kiedy poszedł na szczepienie, weterynarz nie chciał wierzyć, że to ten sam pies.
Piszę o tym, bo może ktoś z Was ma psa z dysplazją i będzie chciał spróbować tej prostej kuracji.
Ja daję Kumplowi pazurki już teraz, bo wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Czy taki dodatek diety okaże się skuteczny, dowiem się za kilka lat. Możliwe też, że nie dowiem się nigdy, bo przecież jeśli zaczną się problemy ze stawami, to nie będę wiedziała, czy gdyby nie pazurki, nie zaczęłyby się wcześniej/nie byłyby większe.
To teraz magiczna receptura:
Pazurki (z całości) wrzucamy do garnka i gotujemy minimum 2 godziny. Chodzi o to, żeby kości nie zrobiły psu krzywdy. Nigdy nie wolno podawać psu kości drobiowych – łamią się wzdłuż i mogą przebić przełyk czy jelito, co stanowi zagrożenie życia.
Studzimy, dzielimy na porcje i zamrażamy.
Ja daję Kumplowi (mój pies waży 35 kg) 200g łapek dziennie (6-7 sztuk).
Uwaga: w trakcie gotowania otwórzcie okno – zapach nie jest przyjemny.
Ale warto. Mnie humor poprawia się natychmiast, jak widzę jedzącego Kumpla – nic mu nie smakuje tak, jak te pazurki.

wtorek, 29 października 2013

szkolenie obronne

Nie lubię. Podziwiam, ale nie lubię.
Podziwiam, bo żeby dobrze przygotować psa do IPO, trzeba włożyć w to dużo wysiłku. Przyznaję, że wielokrotnie efekty są spektakularne.
Nie lubię, bo jest to szkolenie dostępne niemalże dla wszystkich, a jak wiadomo: ludzie są różni.
Nakręcić psa na agresję potrafi każdy. Gorzej z zatrzymaniem psa. No i tutaj dochodzimy do kwestii odpowiedzialności przewodnika. Jeżeli ktoś szkoli psa w kierunku obronnym, powinien liczyć się z tym, że nie jest to szkolenie, które ma prawo się znudzić. Jeśli już nauczyliśmy psa zachowań agresywnych – do końca życia psa powinniśmy z nim ćwiczyć zatrzymanie tej agresji. Może przesadzam, ale jak dla mnie jest to trochę jak hodowanie w domu bomby zegarowej.
Dodajmy jeszcze, że przy realnym zagrożeniu, pies będzie zachowywał się tak, jak został nauczony – będzie atakował przedramię napastnika. W IPO pozorant ma pałkę i markuje uderzenia psa. Nie mam pojęcia jak by się taki pies zachował, gdyby naprawdę został uderzony. Pewnie jeden by się zdziwił, zaskomlał i puścił rękę – tego przecież nigdy nie ćwiczył, nie wie więc czego się od niego oczekuje. Drugiego mogłoby to rozjuszyć. Póki taka sytuacja nie zaistnieje – nie będziemy wiedzieli jak zareaguje nasz pies.

Niektóre psy, które nie były szkolone, też bronią opiekunów. Jeden z moich Klientów, opiekun kundelka (wielkości amstaffa) opowiadał mi, że kiedyś zaczepiła go grupka wyrostków. Chcieli pieniędzy. Ponieważ usłyszeli odpowiedź odmowną, jeden z nich złapał psiego przewodnika za kurtkę. Pies, który do tej chwili zachowywał się całkowicie spokojnie, skoczył na napastnika i złapał zębami za rękę. Na komendę puścił (znał komendę „puść” – bawił się z Panem w aportowanie zabawki). Wystarczyło.

poniedziałek, 28 października 2013

Mój ulubiony psi sport – Rally Obedience

Posłuszeństwo jako takie istnieje w różnych odmianach. Uważam, że dobrze by było żeby każdy pies miał opanowane podstawy posłuszeństwa. Poza tym, że znajomość podstawowych komend ułatwia wspólne życie, to trening (prowadzony metodami pozytywnymi), może być frajdą dla obu stron.
Najpierw pojawiło się PT (Pies Towarzyszący). Szkolenie do tego egzaminu było i często jest do dnia dzisiejszego oparte na metodach tradycyjnych.
Następnie powstało Obedience. Planowane było, jako psi sport otwarty dla wszystkich psów: zarówno rasowych, jak i kundelków. Celem podstawowym miała być dobra zabawa i promowanie szkolenia psów. Niestety z czasem pojawili się przewodnicy, którzy chcieli wygrać za wszelką cenę. Ci z czołówki światowej, aby poprawić tempo pracy, zaczęli do treningu wprowadzać m.in. obroże elektryczne. Bardzo to smutne, bo Obedience miało być przyjemnością dla obu stron…
Jako sprzeciw wobec brutalnych metod szkoleniowych, stworzono Rally-Obedience. Jest to dyscyplina, w której przewodnik otrzymuje punkty karne za „korekty” typu szarpnięcie smyczą. Nie ma mowy o starcie, jeśli pies jest w kolczatce.
Jest to sport, w którym mogą startować wszystkie psy (są oddzielne grupy dla szczeniąt, psów dorosłych oraz psich seniorów). Każdy przewodnik może wziąć udział – są oddzielne klasy dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Wystartować mogą także osoby niepełnosprawne oraz niepełnosprawne psiaki – przed startem należy zgłosić, że nasz podopieczny jest np. niesłyszący, niewidomy lub porusza się na 3 łapach.
Miałam przyjemność pomóc Stowarzyszeniu Rally-Obedience w zorganizowaniu zawodów w Łodzi – wiosną 2013. Kolejne zawody w moim mieście planujemy na maj 2014. Już się nie mogę doczekać, bo jest to naprawdę fajna impreza: masa psów i świetnych ludzi, którzy kochają swoje zwierzaki. Zero agresji, zawiści, niezdrowej atmosfery. Wszyscy są uśmiechnięci, choć niektórzy – oczywiście – stresują się startem.
Na zawody pojechaliśmy całą rodziną. Adasiowi bardzo się podobało. Teraz chce wystartować z Kumplem. Zdaje się, że będę musiała zabrać się na poważnie za szkolenie, żeby przygotować nasze cudo do startu. Nie tylko będę musiała opanować z nim poszczególne stacje, które mogą się pojawić na zawodach, ale później jeszcze trzeba będzie przekazać pałeczkę Adasiowi i przekonać Kumpla, żeby pracował też z dzieckiem. Przed nami dużo pracy J

Z tego, co piszę, może wyglądać, że na blogu promuję zajęcia, które mam w ofercie szkoły: tropienie użytkowe oraz właśnie Rally-O. Niby się zgadza. Tyle tylko, że to nie tak, że promuję to, na czym się znam. Raczej należałoby powiedzieć, że chciałam się nauczyć i szkolić wyłącznie w kierunkach, które uważam za dobre i bezpieczne dla psów.

Zawody Rally-O odbywają się w wielu polskich miastach. Wszystkich gorąco zachęcam do zapoznania się ze stroną stowarzyszenia (http://www.rally-o.pl/) i udziału w zawodach. Jeśli ktoś nie chce startować, można po prostu przyjść zobaczyć jak to wygląda.
Na stronie znajdziecie opisy stacji – co pies ma wykonać przy danym znaku. Polecenia są na tyle proste, że każdy, przy odrobinie dobrej woli i pewnej dozie zaangażowania, jest w stanie przygotować swojego psa do startu. Na stronie znajdziecie też wykaz szkół, które mają w ofercie przygotowanie do zawodów Rally-O.
Gorąco zachęcam. Nie do wygrywania, tylko do udziału. Najważniejsza w Rally-Obedience jest wspólna praca nad przygotowaniem się do zawodów i przyjemność ze wspólnie spędzonego czasu.
Na koniec jeszcze jeden filmik: http://www.youtube.com/watch?v=cAJNHEwVYBI
Zwróćcie uwagę na psi ogon i wyraz pyska J


niedziela, 27 października 2013

1 spacer, 3 spotkania

Byliśmy dzisiaj całą rodziną na pięknym, jesiennym spacerze.
Spotkaliśmy Panią z chińskim grzywaczem. Zapięłam Kumpla na smycz, a widząc to, pani wzięła swojego pieska na ręce. Powiedziałam, że mój psiak jest łagodny i złapałam go tylko dlatego, że jej piesek pewnie by się bał. Pani powiedziała, że jej grzywacz by się nie bał i postawiła mikropieska na ziemi. Kumpel podszedł, a maluch schował ogon między nogi i wszystko wskazywało na to, że jest przerażony. Zrobiło mi się miło, że Pani zaufała moim słowom, Kumplowi i dała możliwość swojemu psiakowi na kontakt z dużym psem.
Przechodziliśmy obok stromej górki, na którą moje dzieci postanowiły się wdrapać. Ja z Kumplem zostaliśmy na ścieżce, a chłopcy z tatą gramolili się na górę. W naszą stronę szła Pani z psem na smyczy. Podeszłam do leżącego na ścieżce Kumpla i zaczęłam go głaskać. Pani powiedziała, że jej pies jest łagodny, odpowiedziałam, że mój też. Kiedy nas mijała, jej husky podskoczył, warcząc, w naszym kierunku. Kumpel wtedy podskoczył na 4 łapy i też zawarczał. Pani odeszła.
Nie do końca wiem, co o tym myśleć, bo nie znam przecież tamtego psa, ale coś mi mówi, że gdyby husky był puszczony luzem, nasze psy grzecznie by się przywitały, a może nawet pobawiły chwilkę. Obawiam się, że Panią niemile zaskoczyło zachowanie jej psa i następnym razem skróci smycz. Wtedy tym bardziej jej pies będzie warczał. Zmniejszy to jego szansę na bieganie bez smyczy, co zwiększy poziom frustracji i zwiększy ryzyko, że na kolejne napotkane czworonogi, pies zareaguje warczeniem. Oby nasze spotkanie nie było początkiem błędnego koła agresji smyczowej, o której już pisałam…
Pod koniec spaceru, spotkaliśmy parę z amstaffem w szelkach i na smyczy. Z uwagi na smycz u obcego psa, złapałam Kumpla i na luźnej smyczy szliśmy drogą. Para siedziała na ławce, ich pies, na widok naszego – wstał. Kumpel, machając ogonem zaczął podchodzić do Amstaffa. Pani powiedziała: „niech go pani lepiej trzyma”. Zabrzmiało to złowrogo. Nie musiałam nic robić, bo Kumpel sam zmienił kierunek i odszedł. Widocznie wyczuł, że spotkany pies nie ma ochoty na bliższy kontakt. Wtedy Pan zaczął się śmiać i z przekąsem powiedział: „Dlaczego? Macha ogonem, może chce się pobawić?” Pies faktycznie poruszał ogonem, ale raczej nie wyglądał, jakby chciał się bawić, cały był spięty. Mężczyzna wiedział o tym. Oboje wyglądali na zadowolonych, że mają takiego groźnego psa.
Na końcu języka miałam pytanie: dlaczego, skoro wiedzą, że ich pies może stanowić zagrożenie dla innych, nie zakładają mu kagańca. Nie zapytałam, bo wiem jak bardzo mój mąż nie lubi, kiedy wchodzę w tego rodzaju rozmowy.
Nie rozumiem ludzi, których cieszy, że mają agresywnego / niebezpiecznego psa. Jak dla mnie, nie jest to dobre ani dla nich, ani dla psa. Osobiście, nie mam żadnej przyjemności ze spaceru z psem na smyczy. Dla psa też jest to umiarkowana przyjemność. Oczywiście każdy spacer jest cenny, ale bieganie luzem daje znacznie więcej frajdy niż chodzenie na smyczy…
Dodam jeszcze, że gdyby jakiś mały piesek podbiegł do amstaffa, który złapałby go za kark, powodując śmierć na miejscu, prawdopodobnie opiekunowie agresora nie byliby pociągnięci do odpowiedzialności, bo przecież mieli psa na smyczy, a drugi psiak biegał luzem. Oczywiście jest to bardzo mało prawdopodobny scenariusz, bo pies musi naprawdę mieć nierówno pod sufitem żeby zrobić innemu psu krzywdę bez wyraźnego powodu, ale przy bardzo silnej frustracji mogłoby się to zdarzyć. Na zdrowy rozsądek pachnie tu bzdurą. Winnymi tragedii byliby wtedy opiekunowie przyjaźnie nastawionego do świata psa, a nie nieodpowiedzialni właściciele agresora.

Dziwny jest ten świat.

sobota, 26 października 2013

Mniej (?) znane rozrywki – agility

Agility, czyli bieg po torze przeszkód. Przewodnik prowadzi psa wyznaczoną trasą. Konieczna jest sprawność fizyczna i doskonałe zgranie psa i przewodnika.
A tutaj na baaardzo wysokim poziomie J (tylko wstęp jest straaasznie długi: http://www.youtube.com/watch?v=HGuyJja-rj8

Agility też mnie zafascynowało i też miałam ochotę startować. Tyle, że pojawiły się te same „ale”, co przy frisbee: ryzyko kontuzji (nieco mniejsze) i uzależnienia.
Więc znowu: jeżeli ktoś ma ochotę na uprawianie tego sportu, to lepiej z instruktorem, niekoniecznie takim, który ma na koncie wielkie osiągnięcia – taka osoba może chcieć mocno naciskać na wyniki i za mocno forsować naszego psa.
Można też samemu poczytać, jak czego psa nauczyć i samodzielnie zabrać się za treningi. Podstawowa zasada, której absolutnie nie wolno zignorować: najpierw pracujemy nad dokładnością wykonania, a dopiero później nad tempem. Nigdy odwrotnie! Jeśli pies będzie już pędził po torze, nigdy nie uda się poprawić dokładności. Strefy, na których pies musi postawić łapę są dobrze pomyślane – dzięki nim zmniejsza się ryzyko kontuzji – pies nie może zeskakiwać z niektórych przeszkód, musi po nich zejść. Chociażby dlatego warto nad dokładnością pracować.
Zanim zaczniecie myśleć o starcie w zawodach, zobaczcie w zwolnionym tempie co się dzieje z psim ciałem: http://www.youtube.com/watch?v=Y6Tpx2AqrSQ

Agility ma swoje zalety. Po pierwsze może to być duża frajda zarówno dla przewodnika, jak i dla psa. Fajnie jest móc razem popracować J
Po drugie, praca na torze agility może być terapeutyczna. Serio! Tyle, że wtedy pracujemy bardzo powoli i dokładnie. Absolutnie nie pozwalamy psu na szybkie tempo. Pomijamy hopki i pracujemy na pozostałych przeszkodach. Jest to zajęcie wskazane dla wszystkich psów nadpobudliwych. Uczy samodyscypliny, koncentracji, współpracy z przewodnikiem. Jeżeli nie udaje się spowodować, żeby pies pracował powoli – poszukajcie zoopsychologa, który pojedzie z Wami na tor i pokaże jak pracować z psem żeby łatwiej było go prowadzić powoli i pracować nad dokładnością.
Niektóre elementy agility można przygotować samemu: np. slalom można ustawić na dobrą sprawę z czegokolwiek (jeśli ma to być terapia, a nie przygotowanie do zawodów). Nigdy nie wprowadzałam do terapii balansowania, ale wielu specjalistów uważa, że i to ćwiczenie jest bardzo korzystne dla psa. Chodzi o to żeby pies szedł po jakiejś –nie za szerokiej – kładce. Musi wtedy się skoncentrować i uważać jak stawia łapy.

Jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: nigdy, ale to nigdy nie zmuszamy psa żeby wszedł na jakąś przeszkodę! Zachęcamy do tego przy pomocy smakołyka i nie staramy się żeby pierwszego dnia pies daną przeszkodę pokonał. Pracujemy powoli. Na początek wystarczy, jeśli pies podejdzie i podejmie smakołyk położony na przeszkodzie. Drugiego dnia uznajemy za sukces, jeśli na przeszkodzie postawi 1 łapę, kolejnego dnia, jeśli postawi 2 łapy i tak dalej. Trening zawsze kończymy, kiedy pies odniesie sukces. Nie ma co przeciągać ćwiczeń, bo wtedy może być gorzej i obie strony mają poczucie porażki, a to przecież dla nikogo nie jest przyjemne. Lepiej więc kończyć z uśmiechem - sukcesem :)

piątek, 25 października 2013

Mniej (?) znane rozrywki - frisbee

Słyszeliście kiedyś o „latających psach”?
A tutaj są nagrane „wpadki”: http://www.youtube.com/watch?v=F7pvS3D4MSA
Frisbee to bardzo widowiskowa dyscyplina sportu. Wymaga wiele pracy zarówno od psa, jak i od przewodnika. Bez świetnego zgrania, nic z tego nie będzie.
Kiedy pojawiło się u nas frisbee, byłam zachwycona, bardzo chciałam wziąć kiedyś udział w zawodach. Zrezygnowałam, zanim zaczęłam. Dlaczego?
Po pierwsze, jest to sport, w którym bardzo łatwo o kontuzje. Przede wszystkim u psa, ale nie tylko.
Po drugie, frisbee jest bardzo uzależniające. Podobnie jak aportowanie.
Tych, których zachęciłam, zamiast zniechęcić do frisbee, bardzo proszę, żeby poszukali instruktora, który prowadzi zajęcia z frisbee lub przynajmniej podeszli do sprawy poważnie i najpierw poczytali o tym wszystko, co znajdą. Treningu nie zaczynamy od rzucania frisbee. Najpierw rzucamy o ziemię w specjalny sposób, toczymy itp. Trzeba też każdorazowo pamiętać o rozgrzewce przed treningiem. Po treningu, pies powinien jeszcze iść na spokojny spacer.
Pamiętajcie też, że mocno „nakręcony”, nie pokaże, że coś go boli. Wszelkie kontuzje zobaczycie dopiero, kiedy ochłonie. Trzeba więc bardzo uważnie przyglądać się swojemu psu.
Treningi nie powinny odbywać się częściej niż 2 razy w tygodniu (ale nie 2 dni pod rząd). Znowu wracamy do poziomu hormonów – organizm psa musi mieć czas żeby się uspokoić i zregenerować.

czwartek, 24 października 2013

Znane i lubiane rozrywki, ale czy bezpieczne? – przeciąganie zabawki

Zabawa w przeciąganie zabawki – lubiana przez wiele psów i ich opiekunów.
Minusem jest to, że osłabia zęby (większe ryzyko, że na starość wypadną).
Dodatkowo, bardzo mocno „nakręca” psa, w podobny sposób, jak aportowanie, o którym było wczoraj.
Jeżeli ktoś nie chce całkowicie rezygnować z tej zabawy, powinien ruszać zabawką jak najmniej energicznie, prowadząc zabawkę po poziomej 8. Uwaga zwłaszcza na zabawę z małymi pieskami – nie można ich przeciągać siłą po podłodze – wtedy cały ciężar ich ciała przesuwamy na zębach!
Należy też zwrócić uwagę, kiedy pies staje się mocno pobudzony i kończyć zabawę ZANIM to nastąpi. Jeżeli nie przerwaliśmy zabawy w odpowiednim momencie i pies mocno się „nakręcił”, lepiej zrobić 2-3 dni przerwy, żeby poziom hormonów wrócił do normy.
Mówi się czasem, że nie można pozwolić psu na zwycięstwo w tej zabawie, bo uzna, że jest silniejszy i będzie chciał nas „zdominować”. Wiecie już, co o tym myślę… Każdy lubi wygrywać, pies też. Jeśli zawsze będzie przegrywał, zabawa może mu się znudzić. Dobrze jest natomiast nauczyć psa żeby oddawał zabawkę na komendę. O tym jak to zrobić, pisałam w poście „rozrywki dla psa”.

Dzisiaj mam jeszcze bardzo dużo rzeczy do zrobienia, więc ciąg dalszy nastąpi jutro.

środa, 23 października 2013

Znane i lubiane rozrywki, ale czy bezpieczne? - aportowanie

Dzisiaj, zgodnie z zapowiedzią, napiszę trochę o zabawach, za którymi nie przepadam, bo mają swoje wady.
Pierwszą z nich jest aportowanie zabawki.
Najpierw pójdę na łatwiznę i wkleję świetny artykuł Magdy Urban, którą uważam za jedną z czołowych specjalistek, jeśli chodzi o zagadnienie psiego behawioru, a następnie opiszę jeden przypadek ze swojej praktyki. Życzę miłego czytania :)

"Latający przedmiot pożądania
Magda Urban
18-11-2012
strona: 58
Rzucanie piłeczek lub patyków jest często głównym sposobem dostarczenia psu ruchu. Wiąże się jednak z konsekwencjami, z których opiekun nie zawsze zdaje sobie sprawę.
Kilka lat temu pewien 28-letni miłośnik gier komputerowych z Korei Południowej zagrał się na śmierć. Jak to się stało? Przez 50 godzin siedział przy komputerze i oddalał się od niego tylko do toalety. Przyczyną śmierci była niewydolność serca z powodu przemęczenia. Podobny los spotkał 26-letniego Chińczyka po dwutygodniowym maratonie komputerowym. Takich przykładów jest więcej. A co mają wspólnego z psami? Ten sam mechanizm powstawania uzależnienia.

Właściciele bombardowani są informacjami o tym, jak ważne jest zapewnienie ich pupilom dużej ilości ruchu. Brak wybiegania uważa się za jeden z najczęstszych powodów tego, że pies pod nieobecność właściciela niszczy przedmioty, szczeka lub wyje, na spacerach ciągnie na smyczy, a w domu jest niespokojny. Dlatego wiele osób, których psy sprawiają problemy, ma poczucie winy, że nie zapewniają im odpowiedniej dawki ruchu. Co ambitniejsi zrywają się o świcie lub poświęcają popołudnia na to, by podczas intensywnego spaceru rzucać mu piłeczkę lub patyki. Niestety, rzadko udaje się w ten sposób trwale obniżyć pobudzenie psa, a z czasem mogą się pojawić nowe problemy, takie jak nadmierna ekscytacja, agresja w stosunku do psów i ludzi czy schorzenia narządów ruchu.


Skąd się bierze pobudzenie

Bieg za poruszającym się przedmiotem jest zachowaniem, z którym psy się rodzą i na które nie mają wpływu – to instynkt mówi im, że trzeba gonić to, co się porusza. Pogoń jest elementem łańcucha łowieckiego, czyli zachowań niezbędnych do przeprowadzenia skutecznego polowania. W naturze dzikie psowate czasem godzinami tropią ofiarę. Jeśli polowanie kończy się sukcesem, a ofiara była duża, bywa, że przez wiele dni regenerują siły. Badacze psów wolnożyjących odkryli, że tylko 10 proc. czasu w ciągu doby spędzają one na pobudzających aktywnościach, a resztę przeznaczają na sen, odpoczynek i inne spokojne zajęcia.

W czasie pogoni uwalnia się adrenalina – hormon stresu krótkotrwałego – która mobilizuje organizm do wysiłku i przygotowuje go na ewentualne zranienie. Do radzenia sobie z takim stresem jesteśmy doskonale przystosowani, i my, i psy, ale jeśli pogoń trwa dłużej niż kilka minut, organizm psa produkuje inny hormon stresu – kortyzol, zwany hormonem stresu długotrwałego. Adrenalina szybko znika z krwioobiegu, a w wypadku kortyzolu trwa to nawet kilka dni. Upośledza to odporność, płodność, sen czy procesy uczenia się. Jeśli więc pies aportuje każdego dnia albo zabawa ta jest przeplatana innymi pobudzającymi aktywnościami, ryzykujemy, że pojawią się objawy stresu chronicznego (patrz ramka niżej).

Pobudzenie w parku, pobudzenie w domu

Aby pies zachowywał się w jakimś miejscu spokojnie, najpierw musi się z nim oswoić. Ekscytujące zabawy zaburzają proces przyzwyczajania się (habituacji), tworząc trwałe, powiązane z emocjami wspomnienia. – Habituacja polega na tworzeniu neutralnych skojarzeń z daną sytuacją – ani złych, ani dobrych, bo tylko neutralne skojarzenie pozwala psu poczuć się bezpiecznie oraz wyklucza frustrację wynikającą z oczekiwania na coś ekscytującego – mówi brytyjska lekarka weterynarii i behawiorystka Amber Batson. – Jeśli jednak pies skojarzy sobie jakieś miejsce, na przykład park, z silnymi emocjami wywołanymi intensywnymi zabawami, to trudno będzie mu się tam wyciszyć. 

Poza tym pies wyczerpany fizycznie jest spokojny tylko z pozoru. Z powodu podwyższonego poziomu hormonów stresu przez kilka kolejnych dni może bardziej reagować na bodźce, mieć skłonność do szczekania, gryzienia sprzętów domowych czy nawet agresji.

Zaburzona relacja z przewodnikiem

Właściciele, dla których najważniejsze jest to, by pies był posłuszny, szukają sposobów, które pozwolą im kontrolować zachowanie zwierzaka w każdej sytuacji. Dla psów z silnym instynktem pogoni piłeczka może się stać ważniejsza od innych elementów otoczenia – będą wolały biegać za nią, niż węszyć, przestaną się interesować ludźmi czy innymi psami. Ponieważ zabawa w aportowanie jest kontrolowana przez właściciela, pies będzie stale się w niego wpatrywał, przygotowując się do kolejnej pogoni, a nawet starał się wymusić interakcję poprzez zabieganie drogi czy upuszczanie mu pod nogi piłeczki lub patyków. Właściciel uznaje to za dowód silnej więzi łączącej go z podopiecznym, podczas gdy psu chodzi tylko o piłeczkę. Jeśli zrezygnuje z zabawy w aportowanie, może się okazać, że pies nie będzie przychodził po pieszczoty ani nie będzie posłuszny, bo zabraknie motywatora w postaci piłki.

Zaburzona relacja z innymi psami

Pies biegnący za piłką lub patykiem traktuje inne psy jako potencjalnych rywali do zdobyczy, bo jest w trybie polowania. Jeśli zdarzy mu się kilka utarczek z pobratymcami o zabawkę, to wyrabia w sobie lęk przed nimi i reaguje agresją lub chowa się między nogami właściciela. W wielu krajach na świecie, m.in. w Szwecji, obowiązuje zakaz wnoszenia do psich parków zabawek. – W takich parkach psy powinny się bawić same z sobą, a nie z właścicielami – mówi Jan Eicksson, prezes Szwedzkiego Związku Kynologicznego. 

Zaburzona socjalizacja z otoczeniem

Dla psów naturalnym zachowaniem związanym z poczuciem bezpieczeństwa jest obserwowanie otoczenia. Dzięki wczesnemu zauważeniu zmian, takich jak pojawienie się człowieka czy innego psa, zwierzak ma czas na ocenę sytuacji i podjęcie decyzji, czy zignorować przybyszów, przywitać się z nimi czy też spróbować uniknąć spotkania. Jeśli jednak całą uwagę psa skupimy na zabawie w aportowanie, to może on zauważyć zmiany w otoczeniu zbyt późno i zareagować agresją.


Gonienie innych rzeczy

Pies, który regularnie goni piłeczkę, będzie miał skłonność do ruszania w pogoń za wieloma innymi obiektami, które szybko się ruszają, a na które nie mamy wpływu i wolelibyśmy, żeby pies za nimi nie biegał, np. biegające dzieci, osoby uprawiające sport w parkach, samochody czy koty. W mózgu zwierzaka utrwalają się bowiem połączenia nerwowe odpowiedzialne za pobudliwe zachowanie. 

Groźne dla zdrowia

Lekarze weterynarii są zgodni, że najniebezpieczniejsze dla psów są gwałtowne przyśpieszanie, hamowanie, nagłe skręty i wyskoki w górę – wszystkie te elementy występują podczas pogoni za aportem. – Badania naukowe wykazują, że ograniczenie ruchu psom w okresie wzrostu, czyli do ukończenia pierwszego roku życia, zmniejsza liczbę problemów ortopedycznych w przyszłości – mówi lek. wet. Igor Bissenik specjalizujący się w leczeniu urazów fizycznych u psów sportowych. – Oprócz młodego wieku przeciwwskazaniami do zabawy w aportowanie są otyłość, podeszły wiek psa i niesprzyjająca ruchowi budowa, jaką spotyka się u jamników, bassetów lub molosów.


Właściciele zwykle twierdzą, że bawią się z psem tylko tak długo, jak długo on tego chce. Nie wiedzą jednak, że naturalne substancje przeciwbólowe wydzielające się podczas zabawy powodują, że zwierzak mniej odczuwa zmęczenie czy ból, okaże je więc dopiero, gdy będzie skrajnie wyczerpany, podobnie jak to, czy ma uraz kończyny. Dlatego zaczyna kuleć dopiero po powrocie do domu. 




Zdrowe aportowanie

Aktywne spędzanie czasu z psem, jeśli tylko go nie nakręca, sprzyja zachowaniu sprawności fizycznej, tworzeniu pozytywnych skojarzeń z otoczeniem oraz wzmacnianiu więzi. Jak to robić, żeby nie szkodzić psu?

Bawić się w odosobnionym miejscu i przerywać zabawę, gdy na horyzoncie pojawi się inny pies. 
Przeprowadzić rozgrzewkę przed aportowaniem: luźny bieg lub naprzemienny bieg i marsz, przybijanie piątki, ukłon. 
Ograniczyć rzucanie piłek lub patyków do najwyżej dwóch razy w tygodniu, zachowując kilkudniowe odstępy, by organizm psa się zregenerował. 
Nie rzucać do upadłego, lecz 3-5 razy.
Rozluźnić: spokojny półgodzinny spacer po zabawie zapobiega tworzeniu się zakwasów w mięśniach.
Nie zbliżać się ze swoim psem do innego psa bawiącego się z właścicielem w aportowanie.

Bezpieczniejszą wersją zabawy w aportowanie jest turlanie piłki, zamiast rzucania jej, przytrzymywanie psa do momentu, aż piłka upadnie na ziemię, lub ukrywanie jej w trawie, by pies jej szukał. Takie ćwiczenia mniej pobudzają psa i nie obciążają nadmiernie układu ruchu. Aktywnościami, które mogą być stosowane co dzień, są: praca węchowa, spokojne spacery z innymi psami lub odwiedzanie nowych miejsc. Ograniczają one stres i tworzą pozytywne skojarzenia z otoczeniem. 


Ty i dziecko też tak macie 
Wydawać by się mogło, że zabawa jako coś miłego nie wywołuje stresu. Przypomnijmy sobie jednak, że często potrzebujemy odpoczynku po świętach czy wizycie gości, które są przyjemne, jednak wywierają na nasz organizm presję – mamy problemy z koncentracją, snem, zdarzają się wybuchy gniewu, a na ustach pojawia się opryszczka – efekt uaktywnienia się wirusa w wyniku wywołanego stresem obniżenia odporności. Jeszcze wyraźniej mechanizm przestymulowania widać u dzieci, którym po ekscytującym filmie czy wizycie w wesołym miasteczku trudno się wyciszyć lub zasnąć.

Objawy stresu chronicznego u psa 
Gdy tylko idziesz do przedpokoju, natychmiast zrywa się i oczekuje spaceru.
Nigdy nie ma dość zabawy w aportowanie.
W drodze do parku ciągnie na smyczy.
W parku nie odstępuje cię, wymuszając zabawę w aportowanie.
Podczas nawet najgłębszego snu jego ciało jest usztywnione, śpi płytko, mniej niż 16 godzin na dobę i wybudza go najmniejszy ruch w otoczeniu.
Ma napięte, twarde mięśnie zadu i szyi.
W czasie spaceru, gdy się zatrzymujesz, popiskuje, gryzie smycz lub kopie dołek w ziemi.
Zdarza mu się dyszeć lub popiskiwać bez widocznego powodu. 
Cierpi na stany zapalne, alergie czy biegunki.
Ma skłonność do gonienia innych obiektów, które się szybko poruszają – rowerów, samochodów, biegaczy."

Magda Urban

Oto obiecany przypadek z mojej praktyki:
Zostałam kiedyś wezwana do owczarka niemieckiego, który zaczął wykazywać zachowania agresywne w stosunku do swojej przewodniczki. Warczał na nią, kiedy wracała z pracy do domu. Później, zaczął też warczeć, kiedy rano wstawała z łóżka. Kobieta zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Przed pracą szła z psem na godzinny spacer, po pracy również. Ostatni spacer był już nieco krótszy. Opiekunka psa bała się, że poświęca psu zbyt mało czasu. Zapytałam o spacery. Jak się pewnie domyślacie, po tytule posta, przez większość spaceru, pies aportował piłkę.
Wysłałam Panią do psiej masażystki. Zgodnie z moimi przewidywaniami, pies miał problemy z kręgosłupem i aportowanie piłki sprawiało mu ból. Zaczął więc kojarzyć sytuacje, które ten ból zapowiadał: poranne wstawanie z łóżka oraz powrót z pracy. Aportowanie jest jak nałóg: co z tego, że po piciu mam kaca, po za dużej ilości papierosów bolą mnie płuca, a kiedy narkotyk przestaje działać, boli całe ciało? Nałóg to nałóg, nie da się z niego ot tak zrezygnować…

Regularne wizyty u psiej masażystki pomogły. Niestety w trakcie pierwszego spotkania nie udało mi się nakłonić Pani do zrezygnowania z aportowania piłki, bo „on tak bardzo to lubi”… Później jeszcze pisałam do Pani maila w tej sprawie. Nie odpowiedziała. Nie wiem czy zrezygnowała z aportu czy nie.

wtorek, 22 października 2013

Rozrywki dla psa

Dzisiaj chciałabym zaproponować kilka rozrywek dla psa. Opiszę jak je zorganizować oraz jak wpływają na psa. Dzisiaj opiszę te, które mają na psa dobry wpływ.
Może jutro opiszę kilka innych, które mniej lubię. Mniej lubię, bo mimo że są popularne, to mają swoje wady.

Sposoby na dostarczenie psu rozrywki i zmniejszenie ogó


lnego napięcia:
Na spacerach warto pozwalać psu wąchać ile tylko chce – wąchanie ma działanie uspokajające.

Propozycje zabaw:
- Można zaproponować zabawę kongiem (www.kong.com.pl) Należy zwrócić uwagę czy na pewno kupujemy kong, a nie kulę-smakulę. Kong, w przeciwieństwie do kuli-smakuli nie jest okrągły. Kulę wystarczy popchnąć i smaczki wysypują się ze środka. Ta zabawa bardzo silnie „nakręca psa”. Dodatkowym minusem kuli jest to, że jest twarda, więc obija się o meble, a na panelach czy parkiecie robi sporo hałasu. Kong ma działanie wyciszające. Uczy psa koncentracji i dążenia do celu. Można stopniować poziom trudności: najpierw wkładamy trochę małych smakołyków, a kiedy pies zrozumie o co chodzi, można te same smakołyki bardzo ciasno poupychać. Jeśli i z tym bez problemu sobie radzi – można dołożyć pasztet (najlepiej specjalny dla psów – kupiony w sklepie zoologicznym – bez soli i innych przypraw), który poskleja smakołyki. Dla super zaawansowanych można cały kong wypełnić pasztetem i zamrozić w zamrażalniku – na lato będą to super lody pasztetowe J

- zabawa w szukanie. Wymaga ona od psa zarówno wysiłku fizycznego, jak i umysłowego. Praca węchowa daje psu dużo zadowolenia i satysfakcji, męczy go psychicznie oraz wycisza. Oto jak nauczyć psa jak się bawić: na początku bawimy się z psem tym, co planujemy schować, a więc np. piłeczką. Chodzi o to żeby pies był tym czymś zainteresowany. Po chwili zabawy każemy psu usiąść i zostać (dobrze jest więc wcześniej nauczyć psa tej komendy) i kładzie kilka kroków przed nim to, co będzie chowane, czyli piłeczkę. Mówimy „szukaj”. Kiedy pies złapie piłkę – chwalimy go, odbieramy piłkę, zostawiamy w pozycji siad-zostań i w demonstracyjny sposób kładziemy piłkę np. za fotelem. Wracamy do psa i mówimy „szukaj”. Kiedy znajdzie – chwalimy go, można też czasem to nagrodzić smaczkiem (po tym jak pies odda piłkę na komendę. Ja uczę tej komendy w następujący sposób: bawię się z psem, a po krótkiej chwili (zanim pies się mocno „nakręci”), pokazuję mu smakołyk – w chwili kiedy puszcza zabawkę żeby wziąć smakołyk mówię „puść”. Po kilku powtórzeniach trzymam smakołyk w zamkniętej dłoni – pies wie, ze mam smakołyk, ale go nie widzi – i mówię „puść” – jeśli puści – podaję mu smakołyk i kontynuuję zabawę, jeśli nie – odchodzę od niego; po kolejnych kilku powtórzeniach, jeśli pies puszcza zabawkę – zaczynam wycofywanie nagród – tzn, nie za każdym razem pies dostaje smakołyk, choć zawsze jest chwalony). Następnie zostawiamy psa w siad-zostań i idziemy w takie miejsce żeby pies nas nie widział – np. do drugiego pokoju. Tam, na samym środku zostawiamy piłkę – chodzi o to żeby pies bez kłopotu ją znalazł. Wracamy do niego, mówimy „szukaj” i chwalimy sukces. W ten sposób, stopniowo coraz bardziej utrudniamy psu znalezienie piłeczki. Na początku musi to być łatwe żeby 1.pies zrozumiał o co chodzi w tej zabawie 2.miał sukcesy i nie zniechęcił się. Kiedy już pies polubi tę zabawę – można chować piłkę w coraz trudniejszych miejscach.
- zabawa „wzbogacone środowisko” Najpierw należy uzbierać duży worek opakowań po parówkach, jogurtach, serkach itp. kartonowe pudełka, torebki foliowe i papierowe, rolki po papierze toaletowym, pogniecione strony gazet itp. Kiedy już worek rozmaitości jest gotowy,  należy wysypać jego zawartość na podłogę i ukryć tam 2-3 plasterki czegoś pysznego: np. kiełbasy lub parówki i pozwolić psu szukać. Ćwiczenie to angażuje psa i męczy psychicznie, jak również daje satysfakcję, stabilizuje emocjonalnie dając wiarę w siebie, odpowiada na instynkty łowieckie (pies sam wywęszył i „upolował” zdobycz), wycisza. Dobrze jest bawić się w to z psem 3 razy dziennie, najlepiej przed wyjściem na spacer oraz przed wyjściem do pracy.
UWAGA: w pierwszym okresie stosowania tej zabawy może się zdarzyć, że psy zaczynają szukać na spacerach odpadków (problem nasila się u tych, które już wcześniej miały ten zwyczaj). Jednak po 2-3 tygodniach REGULARNEGO stosowania tej zabawy, mniej więcej połowa psów całkowicie przestaje szukać jedzenia poza domem.
- „rozwiązywanie problemów”: chowamy psu smakołyk np. w kubeczku po kefirze (tak żeby pies widział gdzie ma szukać) i prosimy żeby „szukał”. Następnie można zakryć smaczek leżący na podłodze tym samym kubeczkiem.
Następnie smaczek można włożyć do otwartego pudełka (wydobycie go sprawia niektórym psom naprawdę duży kłopot), następnie do zamkniętego pudełka. Można ukryć też smaczki w kopercie lub w pogniecionej gazecie. Stopień trudności należy stopniować. Najpierw zadania muszą być bardzo łatwe żeby pies zrozumiał o co w zabawie chodzi oraz nie zniechęcił się w razie porażki. Powoli można podnosić poprzeczkę i coraz bardziej utrudniać psu zadanie. Ważne żeby nie przeszkadzać psu w poszukiwaniach – nic mu nie będzie jeśli zje trochę papieru. Jeśli pies sobie nie radzi i przychodzi po pomoc lub szczeka – nie wolno mu wydobyć i podać smakołyka! Bardzo szybko pies się nauczy, że wystarczy szczekać odpowiednio długo i ktoś wyciągnie za niego smakołyk – wtedy jest już po zabawie. Jeśli pies sygnalizuje, że ma problem, można zabrać np. pudełko ze smakołykiem i albo ułatwić psu zadanie (np. uchylić pudełko) lub zupełnie zmienić zadanie (np. przełożyć smakołyk do większego pudełka, zawinąć w gazetę itp.) i ponownie dać psu żeby sam sobie poradził.

- trzy karty: bierzemy 3 identyczne kubeczki np. po jogurtach. Pod jeden z nich chowamy smakołyk i prosimy psa żeby szukał. Niektóre psy przewracają/wskazują kubeczek łapą, inne nosem. Obie wersje są prawidłowe. Po kilku powtórzeniach zaczynamy (po schowaniu smakołyka) zamieniać kubeczki miejscami. Zadaniem psa jest wskazanie tego, pod którym ukryty jest smakołyk

- PRACA NA ŚLADZIE, czyli tropienie użytkowe. Polega to na układaniu tropu, po którym idzie pies. Jest to doskonała rozrywka dla każdego psa. Uczy go koncentracji, panowania nad emocjami, wycisza i męczy umysłowo. Wzmacnia też psychicznie. Dodatkową zaletą jest przekierowania zainteresowań psa na świat zapachów – jeśli regularnie ćwiczymy z psem pracę na śladzie – po jakimś czasie zwraca on mniejszą uwagę na przechodniów, rowerzystów, a nawet słabiej reaguje na dźwięki, których do tej pory się obawiał. Szkolenie psa w kierunku tropienia użytkowego nie jest trudne. Gorąco polecam książkę Bogusława Górnego „Nowoczesne szkolenie psów tropiących” – w oparciu o nią z łatwością można nauczyć psa pracy na śladzie.

- TRENING METODAMI POZYTYWNYMI to doskonały sposób na budowanie więzi z psem oraz wzajemnego zaufania. Trening pozytywny opiera się na nagrodach i wykluczeniu awersji, czyli kolczatki, szarpania, naciskania zadu itp.), wzmacnia więź z opiekunem, wymaga wysiłku fizycznego oraz umysłowego.
Nowe umiejętności oraz możliwość pracy z przewodnikiem, zrobienie czegoś dla niego dają psu wiele satysfakcji i budują jego pewność siebie oraz zaufanie do opiekuna. Konieczna do treningu koncentracja uczy psa panowania nad emocjami.
Uczyć można psa, czego tylko chcemy – zarówno przydatnych umiejętności, jak i pozornie niepotrzebnych sztuczek. Wiele pomysłów oraz podpowiedzi jak szkolić psa można znaleźć na forach internetowych lub w książkach dot. pozytywnego szkolenia psów. (Np. „101 psich sztuczek” : http://merlin.pl/101-psich-sztuczek_Muza/browse/product/1,598558.html?gclid=CLqh1oXr56YCFQEOfAod6x385g Szkolić można przy pomocy smakołyka lub klikera i smakołyka.

- gryzaki – gryzienie i rzucie w naturalny sposób uspokaja i odstresowuje psa. (Gryzaki wydzielane na jakiś czas, a następnie zabierane i chowane będą atrakcyjniejsze). Dobrze jest podawać psu gryzaki wysokiej jakości (można je znaleźć na www.gryzaki.pl W sklepach zoologicznych można też pytać o wyroby firmy Maced.

poniedziałek, 21 października 2013

więź to podstawa

Trafiła do mnie pewnego razu na szkolenie Pani z młodym owczarkiem niemieckim. Pies miał być w ogrodzie, bez wstępu do domu. Początkowo psiak nie był wyprowadzany na spacery, ale tydzień po rozmowie na ten temat, Pani z radością na twarzy powiedziała, że teraz już chodzą razem na spacery. Bardzo się ucieszyłam, choć przyznam, że nadal serce mnie bolało, że pies ma całe życie spędzić na zewnątrz. Dobrze, że Pani wybrała się na szkolenie, które niejako wymusza więcej kontaktu z psem (zawsze proszę Kursantów, żeby nowe elementy przećwiczyli do następnego spotkania i zdecydowana większość się do tej sugestii stosuje). Spacery to bardzo ważny element psiego życia, o tym już pisałam. Poza tym, jest to czas, który pies spędza w jakimś stopniu z przewodnikiem. Po kilku kolejnych spotkaniach Pani powiedziała, że zaczęła wpuszczać psa do domu i zauważyła, że nastąpił przełom: teraz pies stał się znacznie bardziej posłuszny! Nie zagłębiałam się w temat, ale tak to już jest: żeby pies chciał z nami współpracować, powinien czuć się z nami związany. Oczywiście ten trzymany wyłącznie w ogrodzie, też kocha swoich opiekunów całym sobą, ale kontakt jest znacznie lepszy, kiedy mieszkamy razem z psem, spędzamy z nim więcej czasu. Wystarczy, że pies leży przy nas, kiedy oglądamy wieczorem film. Takie wspólne spędzanie czasu też tworzy więź.
Znam pewnego owczarka niemieckiego, który mieszka w ogrodzie, w bardzo dobrych warunkach. Teren jest ogromny, nie ma mowy o łańcuchu, zawsze ma dostęp do wody i pełną miskę. Jego opiekunowie, to wspaniali ludzie, którzy starają się spędzać z psem jak najwięcej czasu. Na psie nieszczęście, dużo pracują, wracają do domu późno, zmęczeni. Ze szkolenia, mimo podejmowanych prób, niewiele wyszło. Psiak jest tak spragniony ludzkiego towarzystwa, że nie jest w stanie skoncentrować się na pracy. Całym sobą cieszy się, że ma obok siebie człowieka. Jestem przekonana, że pracowałby świetnie, gdyby tylko mógł mieszkać w domu, ze swoimi ludźmi. Niestety jest to mało realne, bo jak już wspominałam, opiekunowie dużo pracują i byłby spory problem z wychodzeniem z domu w celach toaletowych, a trzymanie psa w zamknięciu przez 12-14 godzin dziennie też nie jest dobrym pomysłem.
Uprzedzę ewentualne pytanie, dlaczego pies do nich trafił. Uznali, że mają warunki i lepiej będzie psu u nich niż w schronisku. Adoptowali więc 2 psy (bo jednemu byłoby smutno samemu). Zgadzam się w pełni: na pewno ich psiakom jest lepiej u nich, niż byłoby w schronisku.
Wspomniałam tutaj, że więź tworzy się nawet, kiedy oglądamy telewizję w towarzystwie psa. Przecież nie robimy nic razem, to jak może tworzyć się więź? Oczywiście lepsze jest współdziałanie, ale jeśli na to nie ma szans, lepiej jest po prostu być razem niż być oddzielnie.
Pisali o tym mnisi z New Skete (zajmują się hodowlą owczarków niemieckich, pomagają też innym w szkoleniu i rozwiązywaniu problemów z zachowaniem psów) w książce pt. „Jak być najlepszym przyjacielem psa”. Szczerze mówiąc, książka mi się nie podobała – za dużo jest w niej teorii dominacji, ale zaciekawił mnie fragment, w którym autorzy piszą, że kiedy zgłasza się do nich ktoś z zachowaniem problemowym, na początek proszą, żeby pozwolili psu spać z nimi w tym samym pokoju, przy łóżku. Każde stado śpi razem – daje to poczucie bezpieczeństwa i integruje członków grupy.

Jak już wiecie, nie jestem zwolenniczką teorii dominacji i nie wierzę w teorię, jakobyśmy dla psów stanowili stado, na którego czele pies chce stanąć. Z całą pewnością jednak, tworzymy pewną grupę społeczną. Więź i poczucie bezpieczeństwa to podstawa udanych relacji. Potrzebujemy ich wszyscy: psy, dzieci i dorośli.

niedziela, 20 października 2013

Owczarek niemiecki – pies do stróżowania?

Zacznę na przykładzie Kumpla. Po tym jak trafił do Fundacji, telefony podobno się urywały – w ciągu pierwszych dni około 50 osób chciało go adoptować. Na łańcuch. Do pilnowania. Na to dziewczyny nie chciały się zgodzić. W końcu trafił się ktoś, kto brzmiał sensownie. Chciał żeby Kumpel mieszkał w ogrodzie, ale o łańcuchu czy niewielkim kojcu nie było mowy. Pies poszedł do adopcji. Po jakimś czasie dziewczyny z Fundacji odezwały się do Pana żeby zapytać jak się miewa ich były podopieczny. Okazało się, że jest problem: Kumpel uciekał z ogrodu. Raz przeskoczył przez ogrodzenie, innym razem zrobił podkop pod siatką. Pan miał z nim problem: martwił się, że wpadnie pod samochód, że spowoduje wypadek, że się nie znajdzie. Podejrzewam, że sąsiedzi też nie byli zachwyceni, że taki duży pies łazi sobie po okolicy samopas. Za zgodą obu stron, Kumpel wrócił do Fundacji, gdzie czekał na mnie kilka ładnych miesięcy.
Dlaczego Kumpel uciekał? Odpowiedź jest prosta: w ogrodzie okropnie się nudził.
Wyobraźcie sobie życie nawet w bardzo dobrych warunkach: dom z ogrodem, wszelkie wygody. Tyle, że bez towarzystwa, bez Internetu, gazet i telewizji. Fajnie, ale na tydzień, może dwa. Później można zwariować z nudów. Życie traci sens. Z psami jest podobnie.
Owczarek niemiecki to pies wyhodowany do pracy z człowiekiem. Absolutnie nie nadaje się do życia w samotności, bez kontaktu z ludźmi. Nie wystarczy mu 5 minut dziennie z człowiekiem. On potrzebuje stałego kontaktu, wspólnej pracy, a przynajmniej spacerów. Bez tego popada we frustrację, taką samą, w jaką popadłby każdy człowiek skazany na życie w samotności. Kiedy taki pies zerwie się z łańcucha, mogą wydarzyć się różne rzeczy. Jeżeli pies mieszka sam w ogrodzie i raz w tygodniu wychodzi na spacer, najczęściej nie jest spuszczany ze smyczy. To przecież duży pies, a opiekunowie na dobrą sprawę go nie znają, więc nie mają do niego zaufania, boją się, że nie wróci. Poniekąd słusznie, bo kiedy taki pies może wreszcie pobiegać, powąchać, ma szansę na kontakt z innymi psami, nie bardzo ma ochotę wracać do zamknięcia i nudnego, szarego życia. Może chcieć przedłużyć sobie chwilę wolności. Nie ma takiego problemu, jeśli wychodzi na stałe spacery, a i po powrocie do domu może liczyć na kontakt z opiekunem.
Jeszcze gorzej ma się sprawa, kiedy pies jest trzymany przy budzie na łańcuchu. Często bez odrobiny cienia latem, bez stałego dostępu do wody, bywa, że głodny lub chory, bo takich psów przecież nikt nie obserwuje, nie widzi, kiedy pies zaczyna chorować. I znów poproszę o uruchomienie wyobraźni: co może dziać się z człowiekiem, który jest trzymany przez całe upalne lato na słońcu, który raz czy dwa dziennie dostaje kubek wody. Przyjmijmy nawet, że nie jest głodny. Czy da się nie zwariować? Raczej nie. Jeżeli dodamy jeszcze nie rzadki wcale element, że ktoś takiego psa drażni, albo rzuci mu jedzenie, ale na taką odległość, że pies do niego nie dosięga, bo łańcuch jest za krótki, to mamy psa, po którym spodziewać można się wszystkiego. Psy to cudowne stworzenia. Może się więc zdarzyć, że jeśli takowy zerwie się z łańcucha, będzie się po prostu cieszył wolnością. Mało tego, pewnie nawet wróci do swojego oprawcy. Może jednak być również tak, że rzuci się z zębami na pierwszą napotkaną istotę. Mówi się wtedy, że pies „rzucił się na dziecko bez powodu”. Zawsze szlag mnie trafia, kiedy to słyszę. Jak to „bez powodu”??? Coś MUSIAŁO być powodem takiego zachowania. Psy nigdy, ale to nigdy nie zagryzają bez powodu. Zawsze jest to przyczyna neurologiczna, jak np. guz mózgu, a jeśli nie to – winny jest człowiek. Brak socjalizacji, zbyt agresywne „wychowanie” lub całkowite zaniedbanie podstawowych potrzeb psa. Ruch, to nie jest fanaberia. Dla psa jest to konieczność, bardzo silna potrzeba. Pies, który się nie rusza, nie może być zdrowy. Dzisiaj opowiadała o tym zresztą pani Dorota Sumińska w TokFM (audycja „wierzę w zwierzę”).
Chciałabym jeszcze 2 słowa napisać o stróżowaniu, jako takim: nie jestem w stanie pojąć, dlaczego ludzie trzymają psa na łańcuchu. Serio. Jeżeli pies jest na łańcuchu, to przecież złodzieja nie zatrzyma, kiedy ten będzie chciał wejść do domu, bo niby jak? Psa na łańcuchu bez trudu można ominąć. Szczeka? Przecież i tak nikt nie zwraca uwagi, bo taki pies zwykle szczeka na wszystkich przechodniów. Jeżeli nawet biega wolno po ogrodzie, ale nie ma kontaktu z „opiekunem”, to wystarczy tydzień, żeby stać się jego przyjacielem – wystarczy 2 razy dzienni przynosić mu coś pysznego do zjedzenia i przez płot nauczyć kilku podstawowych komend. Po kilku dniach pies nie będzie szczekał, tylko cieszył się na spotkanie. Pomijam, że takiego psa bardzo łatwo zwyczajnie otruć, bo mało kto uczy, żeby pies wolno biegający po ogrodzie nie podejmował jedzenia podanego od obcych, bo kto by tracił czas na uczenie psa czegokolwiek? No więc po co, do ciężkiej … ludzie trzymają psy do stróżowania???
Żeby pies stróżował, trzeba w to włożyć trochę pracy, a jeśli się to u nas zdarza, to bardzo rzadko.

Na koniec, znowu wieści z północy. W zeszłym roku byłam na fantastycznym seminarium z Turid Rugaas, zorganizowanym przez Fundację Psia Wachta. (http://psiawachta.pl/ - organizują świetne seminaria, naprawdę warto się od czasu do czasu na jakieś wybrać, każde z nich to kopalnia wiedzy), ale do rzeczy: Turid Rugaas, trenerka psów o światowej renomie, opowiadała nam o potrzebach i predyspozycjach psów. W trakcie wykładu mówiła, że bardzo się cieszy, że w jej kraju – Norwegii zakazane jest trzymanie psów do stróżowania w takim wydaniu, jak to wygląda w Polsce i wielu innych krajach. Jest to dla psa zbyt duży stres. Taki pies ma m.in. chroniczne problemy ze snem: nie jest w stanie wypocząć. Jeśli czuje się jedyną istotą odpowiedzialną, za ochronę terytorium, jest na stałym czuwaniu. Jego sen nie przynosi pełnej regeneracji – jest płytki i czujny. W Norwegii używa się psów do pomocy w stróżowaniu – taki pies chodzi na patrole, ale w towarzystwie człowieka (takie zespoły ramię w ramię patrolują np. teren fabryki). W Norwegii traktuje się psa, jak pracownika, a nie jak przedmiot. Pies – pracownik też ma swoje godziny pracy, ale także godziny odpoczynku. Może kiedyś i u nas tak będzie? Niestety jeszcze dłuuuga droga przed nami…