Ostatnio nasza sąsiadka była bardzo zajęta i poprosiła żebym
wyszła kilka razy na spacer z jej 2 sukami.
W piątek wieczorem (pierwszy spacer, o który poprosiła),
wyszłam z domu bez Kumpla, który spodziewał się spaceru i poszłam po 2 suki.
Kiedy z nimi zeszłam, mój mąż z Kumplem czekali już na nasz przed klatką
schodową. Kumpel ucieszył się na mój widok, ale przede wszystkim był okropnie
zdziwiony. Jak tylko wyszliśmy poza blokowisko, odpięłam Kumplowi smycz. Tylko
jemu. Suczki nadal były na smyczach.
Wiecie co zrobił Kumpel? Przez cały spacer nie oddalał się
ode mnie, nie buszowała po krzakach, tak jak zwykle, tylko szedł tuż przy nodze
i co chwila trącał nosem smycz.
Dopiero kiedy wracaliśmy do domu, wyczuł coś bardzo
ciekawego (pewnie kota) i pobiegł w krzaki. Jedna z suczek stała i patrzyła za
nim. Zawołałam ją i wtedy Kumpel wypadł z krzaków i pędem przybiegł do mnie.
Następnego dnia odchodził już od nas, ale jak tylko
zawołałam którąś z suk, natychmiast przybiegał J Oczywiście normalnie też przychodzi, kiedy go
zawołam, ale zwykle po chwili – kiedy skończy np. wąchać daną kępkę trawy. Tym
razem przerywał wszystko i przybiegał jak torpeda.
Kumpel pewnie nie potrafił zrozumieć co jest powodem tak licznego towarzystwa na spacerze, więc albo siebie albo Was pilnował podwójnie.:)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, czasem chciałoby się wiedzieć, co tym naszym czworonogą zaprząta łepki.
Może był trochę zazdrosny.
OdpowiedzUsuń