środa, 5 lutego 2014

mea culpa

Dostałam wiadomość, która uświadomiła mi jak wiele stosuję uogólnień i skrótów myślowych. Z ich powodu przekaz jest inny niż bym sobie tego życzyła. Rzeczywiście, czytany dosłownie, nie jest adekwatny do moich prawdziwych opinii.
Pani, która do mnie napisała, przedstawia swoją opinię. Wiecie co? Zgadzam się z nią w 100% i głupio mi, że napisałam (niechcący) takie bzdury. Bardzo serdecznie dziękuję za tę wiadomość i obiecuję, że postaram się wyeliminować skróty myślowe i doprecyzowywać pewne kwestie. Moje błędy wynikały z tego, że posty i tak są bardzo długie, więc starałam się pisać jak najzwięźlej. Niestety w związku z tym, powstały głupoty, które Pani, która do mnie napisała – świetnie wypunktowała, za co – raz jeszcze – ogromnie dziękuję.
Jeśli Wy również macie jakieś wątpliwości, albo z czymś się nie zgadzacie – piszcie, proszę.

Jako że, jak już napisałam, zgadzam się z otrzymaną wiadomością w 100%, zacytuję ją (za uzyskanym pozwoleniem Autorki). Kursywą wstawiam swoje wyjaśnienia:


Pani Natalio, własnie zobaczyłam na fb Szkoły Baron posta o błędach w przywołaniu. Z zaciekawieniem go przeczytałam! Śledzik jest moim pierwszym psem, przed kupieniem go byłam zupełnie zielona w kwestii psów. Starałam się posiąść jak największą wiedzę przed momentem przyjazdu szczeniaczka, przez ponad rok oglądałam głównie amerykańskie szkolenia na youtube, spędziłam mnóstwo czasu na dogomanii, rozmawiałam z wieloma "psiarzami" i solidnie rozważałam wybór rasy, potem hodowli. Jestem amatorem, popełniłam całą masę błędów z psem, nadal to robię, nadużywam jego imienia, pozwalam mu samemu się nagradzać, spalam komendy, z powodu mojej głupoty doprowadziłam do sytuacji zagrażającej jego życiu (połknięta puszka). Dzięki temu, że mam tego świadomość, udaje mi się wypracowywać całą masę innych rzeczy i okiełznać trochę terrierową naturę, co daje niesamowitą satysfakcję

Napisałam to wszystko, dlatego, że nie chciałabym by potraktowała Pani moje słowa jako tzw. "mądrzenie się". Bardzo szanuję Pani podejście do zwierząt i właśnie dlatego chciałabym opisać mój punkt widzenia - jestem ciekawa Pani zdania na ten temat.

Wskazała Pani wybór psa danej rasy jako drugi z częstych błędów przy nauce przywołania. Według mnie nie jest to prawda. Nie zgodzę się z tym, że niewłaściwym dla posiadacza beagle'a jest oczekiwanie od niego "że nasz pupil będzie w nas wpatrzony jak w obrazek i będzie tylko czekał kiedy zechcemy zaproponować mu wspólną pracę" (tutaj miałam na myśli, że nie wystarczy nasza obecność i zwrócenie uwagi na psa, żeby ten był gotów na współpracę z nami i chętny do wykonywania wszelkich naszych komend). Uważam, że właśnie tego powinniśmy od beagle'a oczekiwać! (Oczywiście w sytuacji, gdy tego sobie życzymy - bo jeśli ktoś np. nie przywiązuje do tego wagi i odpowiada mu pozostawienie jego relacji z psem w rękach przypadku - wg mnie to jego sprawa).

Moim zdaniem beagle, foksterrier, airedale czy jack lub parson, bezwzględnie koniecznie potrzebuje tego rodzaju oczekiwań, oraz egzekwowania ich. Inną sprawą jest fakt, że egzekwowanie ich nie jest proste. Ale stwierdzenie, że "i tak nie będzie posłuszny, bo..." (to terrier/to pies myśliwski, to... coś innego) nie zaprowadzi do niczego dobrego. (całkowicie się zgadzam. Napisałam tak, ponieważ jest naprawdę niewielka ilość osób, które są w stanie zainwestować odpowiednią ilość czasu i pracy koniecznej do uzyskania pełnego posłuszeństwa. Nie chciałam dawać złudzeń, że dużo pracy wystarczy. Potrzeba ogromu pracy, konsekwencji i zaangażowania). W Pani tekście padło stwierdzenie "rasy wyhodowane do samodzielnej pracy". Jakie to rasy? Mi przychodzi na myśl, hmm... może tylko kaukaz. (potocznie mówi się, że psy pracujące samodzielnie, to te, które w trakcie wykonywanej pracy muszą podejmować samodzielne decyzje, bez czekania na znak przewodnika. Tak np. terier, który walczył w norze, był skazany tylko na siebie. Przeciwieństwem będzie tutaj retriever, który czeka na sygnał zanim pobiegnie po ustrzelonego ptaka. Retriever nie musi sam podejmować ważnych decyzji. Słucha myśliwego i wykonuje swoje zadania wyłącznie na polecenie. Border zagania stado zgodnie z poleceniami pasterza itp.) Żaden pies myśliwego nie jest uczony "samodzielnej pracy". Bo jest to pies myśliwego, a nie siebie samego, bo żaden "głuchy pies na śladzie sarny" nie wyjdzie na polowanie. Myśliwi mają bardzo posłuszne psy. To, że popędy rozsadzają je od środka jest prawdą. Ale zadaniem człowieka jest przejęcie dowodzenia nad takim psem, zapanowanie nad jego emocjami i zapędami gończymi tak, by nakierowane we właściwy sposób służyły konkretnemu celowi (wywabieniu zwierzyny z nory, pomoc w pracy policji, polowanie na wydrę). Poza tym uważam, że każdy pies - sportowy border, Kumpel, Śledzik czy Azorek, potrzebuje, by człowiek podejmował za niego decyzje, gdyż często przerasta go to, gdy zostaje postawiony w sytuacji konieczności wyboru i to jest zupełnie naturalne.

Kupiłam świadomie psa z bardzo silnymi popędami, po polujących rodzicach i uwielbiam styl jego pracy. Pomimo tego, że dziesiątki razy pozbawiałam go cuchnącej zdobyczy z pyska i dziesiątki razy próbowałam oderwać go od wąchania czy przywołać z pogoni... Wiele razy pies zjadł odchody, wiele razy nie mogłam go na sobie skoncentrować. Ale nie uznałam tego jako argument za tym, by porzucić nadzieje, bo "to taki pies". (jest Pani chwalebnym wyjątkiem. Większość osób rezygnuje, mówiąc „cóż, ten tym tak ma”, nawet jeśli chodzi o ważniejsze sprawy – np. kiedy pies gryzie domowników. To się naprawdę zdarza! Ludzie – w znakomitej większości – nie chcą pracować z psem, a jeśli pracują, to naprawdę w niewielkim wymiarze. Oczywiście jest sporo wyjątków, ale są to jedynie wyjątki. Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy tak jak Autorka tekstu, są gotowi zainwestować naprawdę dużo czasu i energii w psa, najczęściej wybierają „trudną rasę”, np. wilczaka. Gdyby tą samą ilość pracy włożyli w bordera – wygrywaliby pewnie zawody obedience). Jest bardzo ciężko, ale coraz lepiej - udało mi się odwołać go od dzika, z pogoni za suką w cieczce (pobiegł razem z beaglem i na komendę natychmiast zawrócił, choć tamten popędził dalej), uratowałam przed nim 2 wiewiórki, zazwyczaj jestem w stanie powstrzymać przed podbieganiem do innych bez pozwolenia, przestał zaganiać rowery, zbiłam w nim totalną obojętność na dyski, z aportem też jest coraz lepiej. I proszę mi wierzyć, że to nie są przypadki. Znam osobiście całą masę "psów ras wykluczających niemalże posłuszeństwo" które w kwestii wychowania biją na głowę wszystkie parkowe podbiegające onki, startują we flyballu (foks), 3 klasie obi (beagle!!!, humorzasty sznaucerek), pracują w grupach ratowniczych (jack russell terrier). (Jasne, wszystko zależy od człowieka. Znam rewelacyjną sznaucerkę miniaturową, która jest super posłuszna i w grupie biła na głowę owczarki niemieckie i labradory, a najlepiej wyszkolonym psem, jakiego miałam pod opieką jest chihuahua. Oczywiście wszystko za sprawą przewodników).

Na bazie doświadczeń innych i obserwacji ich psów, od pierwszych dni oczekuję by "mój pies był we mnie wpatrzony i czeka aż zaproponuję mu wspólną pracę", parafrazując Pani wypowiedź. I te oczekiwania się krok po kroku spełniają i to nie dlatego, że pies sam na to wpadł. (No właśnie… To są różnice między przedstawicielami różnych ras. Żeby nie popełnić kolejnego niedopatrzenia od razu napiszę, że rasy chętne do pracy wymagają zaangażowania przewodnika. Znudzone – zaczynają sprawiać problemy. Nie jest to tylko brak posłuszeństwa, ale np. niszczycielstwo, agresja i inne).To ja mu je przedstawiłam i - choć pewnie wymagało to więcej konsekwencji i cierpliwości, niż np. z psem "posłusznej" rasy - on to powoli akceptuje. Jasne, że na spacerach nie jest idealnie, ale jest lepiej. Na razie idealnie ogarniam go w domu, ćwiczę szarpanie w najwyższym pobudzeniu psa przerywane nagle skupieniem go, robię mnóstwo innych rzeczy, wszystko by skłonić go do wysiłku umysłowego i zapanowania nad własnymi emocjami. (To dowód, że się da. Tak, da się i jestem tego świadoma. Niestety jest naprawdę bardzo niewiele osób, które mają wystarczająco dużo czasu i chęci, żeby tak pracować) I to się dzieje. Wczoraj tylko w domu, dziś w ogrodzie, a pojutrze, mam nadzieję, że i poza nim.

Nie zgadzam się więc z twierdzeniem, że taka czy inna rasa determinuje określone zachowania które nie są do skorygowania. Ile jest wokół niewychowanych owczarków, znudzonych wszystkim, grubych labladorów czy wiecznie ciągnących na flexi yorków? Podsumowując, wg mnie różnice rasowe, o których możemy mówić w kontekście szkolenia odnosić mogą się jedynie do reakcji psa w przypadku, gdy pozostawimy go samemu sobie, czego czynić nie powinniśmy. (Dokładnie tak!) Codzienność psa pozbawiona klarownych zasad współpracy nie ma wiele wspólnego z poczuciem bezpieczeństwa, spokojem, zdrowiem psychicznym i satysfakcją. A tego - przynajmniej ja - chcę dla mojego psa. Śledzik pozostawiony sobie samemu zje wszystkie niesprzątnięte kupy i zagryzie wiewiórkę, Golden zobojętnieje na świat i ludzi, inny pies stanie się agresorem, tchórzem, miłośnikiem innych patologicznych zajęć. Śledzik prowadzony przeze mnie, z całym swoim terierowym serduszkiem robi sztuczki, bawi się, prowadzony Golden odwdzięczy się wspaniałym kontaktem, border zagoni owce a nie samochody, a owczarek niemiecki pozwoli wzbudzić w sobie agresję i poprzestanie na komendę przewodnika, lub będzie po prostu wiernym przyjacielem dzieci.

Taki jest mój punkt widzenia - jako zwykłej dziewczyny nie zajmującej się profesjonalnie psami, oparty na doświadczeniach innych i obserwacji i wniosków wyciągniętych dzięki posiadaniu własnego, młodego i niełatwego psa.

Dziękuję, że zechciała Pani przeczytać to, co napisałam. Jestem ciekawa Pani opinii i - mam nadzieję - do zobaczenia na spacerze! Pozdrawiam, M.

Cóż… Nic dodać, nic ująć. Głupio mi, że napisałam post, który wymagał tak ogromnej korekty. Wszystko co napisała M. jest prawdą, podpisuję się pod tym rękami i nogami.
Przepraszam za niedokładne wyrażanie myśli, przez które zostałam – pewnie przez wiele osób – zrozumiana inaczej niż bym sobie tego życzyła.

Obiecuję, że postaram się być bardziej precyzyjna. W razie czego – piszcie, proszę, z wątpliwościami.

3 komentarze:

  1. Mi się podobało;)
    Takie maile potrafią być pomocne;)
    Ja uważam, że posty wcale nie są długie i przez to miło się je czyta, ale takie sprostowanie spraw czasem jest konieczne. Skróty myślowe…
    Zapraszam na:
    mojepsieszalenstwo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. czasem wydaje sie ze wszyscy rozumieja nasz tok myslenia a niestety nikt w naszej glowie nie siedzi :) fajnie ze chce sie ludziom pisac swoje opinie, dzieki temu lepiej sie wszyscy zrozumiemy, tak czy siak wiem ze wszystkim psiarzom chodzi przede wszystkim o dobro psiakow ;)) pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie mieć takich zaangażowanych czytelników :)

    OdpowiedzUsuń