Pewnego wieczoru, koło 23ej, miałam jeszcze całą masę rzeczy
do zrobienia. Poprosiłam męża żeby dzisiaj poszedł beze mnie na spacer z
Kumplem. Kiedy zaczął się ubierać, nasz futrzak wstał, wyraźnie ucieszony i
zaczął się kręcić po przedpokoju. Kiedy mąż wyszedł z mieszkania, przyszedł do
mnie do kuchni i zaczął mnie trącać nosem i zachęcać do wyjścia. Mąż
zaproponował żebym się schowała. Poszłam do sypialni i zamknęłam drzwi.
Słyszałam jak mąż stara się namówić psa na spacer. Po kilku minutach przyszedł
do mnie i powiedział, że nic z tego nie będzie – Kumpel pokazywał nosem na moją
kurtkę, wiszącą na wieszaku, a później położył się i nie da się go ruszyć. Nie
było wyjścia – musiałam iść.
Mój ewidentny błąd: zawsze to ja chodziłam na wszystkie
spacery. Naiwnie myślałam, że dzięki temu, że miałam skręconą nogę i Kumpel
wychodził na spacery z różnymi osobami, nie będzie takiego problemu.
Tym bardziej, że kiedy nie ma mnie wie
czorem w domu, mąż
wychodził z Kumplem na spacer. Wtedy piechol chętnie wychodził. Tyle, że
podobno biegał po okolicy i mnie szukał (wydawało mi się, że jest to
nadinterpretacja męża…), a po kilku minutach pędził do domu żeby sprawdzić, czy
nie wróciłam.
Pomyślałam, że trzeba coś z tym fantem zrobić. Nie może być
tak, że pies tylko ze mną wychodzi!
W sobotę zaspałam. Musiałam przygotować śniadanie dla
wszystkich, ubrać się, zjeść coś i pojechać na zajęcia z psami. Nie bardzo był
czas na spacer z psem. Poprosiłam męża żeby wyszedł z Kumplem. Po nocy, spacer
był mu bardzo potrzebny, więc poszedł bez większych protestów – spróbował mnie
zachęcić do wyjścia, ale dość szybko zrezygnował i poszedł. Po 10, może 15
minutach byli z powrotem… Kumpel nie chciał nigdzie chodzić. Mąż odszedł z
Kumplem na smyczy dosyć daleko od domu i dopiero tam odpiął smycz. Nasze cudo
odbiegło w stronę domu, zatrzymało się, patrząc na Pana, który go zawołał i
puściło się pędem do domu. Pod klatką psisko skakało przy drzwiach i piszczało,
po czym galopem ruszyło po schodach do domu.
Teraz, kiedy mąż zgodzi się wieczorem wyjść na spacer, ja
się kładę do łóżka i udaję, że śpię. Kumpel zawsze przychodzi sprawdzić co
robię, trąca mnie nosem, a kiedy się nie ruszam, pozwala się prosić, żeby po
kilku minutach wyjść. Wraca po około 5-7 minutach. Taki mega-krótki spacerek na
ostatnie siku.
Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Niestety do tego
konieczna będzie współpraca męża, który nie bardzo ma ochotę na marznięcie po
nocy L
Wiosną pewnie będzie lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz