środa, 18 grudnia 2013

pies - fanatyk

Pies – fanatyk. Tak właśnie mój mąż zaczął mówić o Kumplu, dla którego jestem wszystkim.
Pewnego wieczoru, koło 23ej, miałam jeszcze całą masę rzeczy do zrobienia. Poprosiłam męża żeby dzisiaj poszedł beze mnie na spacer z Kumplem. Kiedy zaczął się ubierać, nasz futrzak wstał, wyraźnie ucieszony i zaczął się kręcić po przedpokoju. Kiedy mąż wyszedł z mieszkania, przyszedł do mnie do kuchni i zaczął mnie trącać nosem i zachęcać do wyjścia. Mąż zaproponował żebym się schowała. Poszłam do sypialni i zamknęłam drzwi. Słyszałam jak mąż stara się namówić psa na spacer. Po kilku minutach przyszedł do mnie i powiedział, że nic z tego nie będzie – Kumpel pokazywał nosem na moją kurtkę, wiszącą na wieszaku, a później położył się i nie da się go ruszyć. Nie było wyjścia – musiałam iść.
Mój ewidentny błąd: zawsze to ja chodziłam na wszystkie spacery. Naiwnie myślałam, że dzięki temu, że miałam skręconą nogę i Kumpel wychodził na spacery z różnymi osobami, nie będzie takiego problemu.
Tym bardziej, że kiedy nie ma mnie wie
czorem w domu, mąż wychodził z Kumplem na spacer. Wtedy piechol chętnie wychodził. Tyle, że podobno biegał po okolicy i mnie szukał (wydawało mi się, że jest to nadinterpretacja męża…), a po kilku minutach pędził do domu żeby sprawdzić, czy nie wróciłam.
Pomyślałam, że trzeba coś z tym fantem zrobić. Nie może być tak, że pies tylko ze mną wychodzi!
W sobotę zaspałam. Musiałam przygotować śniadanie dla wszystkich, ubrać się, zjeść coś i pojechać na zajęcia z psami. Nie bardzo był czas na spacer z psem. Poprosiłam męża żeby wyszedł z Kumplem. Po nocy, spacer był mu bardzo potrzebny, więc poszedł bez większych protestów – spróbował mnie zachęcić do wyjścia, ale dość szybko zrezygnował i poszedł. Po 10, może 15 minutach byli z powrotem… Kumpel nie chciał nigdzie chodzić. Mąż odszedł z Kumplem na smyczy dosyć daleko od domu i dopiero tam odpiął smycz. Nasze cudo odbiegło w stronę domu, zatrzymało się, patrząc na Pana, który go zawołał i puściło się pędem do domu. Pod klatką psisko skakało przy drzwiach i piszczało, po czym galopem ruszyło po schodach do domu.
Teraz, kiedy mąż zgodzi się wieczorem wyjść na spacer, ja się kładę do łóżka i udaję, że śpię. Kumpel zawsze przychodzi sprawdzić co robię, trąca mnie nosem, a kiedy się nie ruszam, pozwala się prosić, żeby po kilku minutach wyjść. Wraca po około 5-7 minutach. Taki mega-krótki spacerek na ostatnie siku.

Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Niestety do tego konieczna będzie współpraca męża, który nie bardzo ma ochotę na marznięcie po nocy L Wiosną pewnie będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz