środa, 1 stycznia 2014

Sylwester Kumpla

Poranny spacer przebiegał bez większych problemów. Na niektóre strzały Kumpel nie reagował zupełnie, przy innych zatrzymywał się i nadstawiał uszu.
Na drugi spacer wyszliśmy o 15tej. Na początku było w miarę dobrze, ale kiedy po 15 minutach rąbnęło naprawdę głośno – Kumpel wyraźnie chciał wracać. Pewnie dałoby radę jeszcze trochę przeciągnąć spacer, ale nie miałoby to najmniejszego sensu, więc wróciliśmy do domu.
Kiedy zbliżaliśmy się do bloku, rozległy się wystrzały. Tuż obok naszego bloku ktoś wystrzeliwał fajerwerki. Kumpel wpadł w popłoch. Ciągnął na smyczy jak głupi. Tylko dzięki temu, że nie było lodu, nie przewrócił mnie. Odstawiłam psa do domu i poszłam porozmawiać z panem puszczającym fajerwerki. Spóźniłam się, bo kiedy podeszłam, dowiedziałam się, że właśnie skończył. Chciał tylko pokazać córce... Dodajmy, że dziewczynka wyglądała raczej na przestraszoną niż zachwyconą… Dorośli są cudowni: jeśli coś sobie postanowią, to to zrobią. Mają gdzieś czy komuś przeszkadzają, czy dziecku robią przyjemność, czy je straszą. Tatuś doszedł do wniosku, że puszczanie fajerwerków jest super, więc tak właśnie jest. Koniec i kropka.
O kolejnym spacerze nie było nawet mowy. Tak więc mój psiak zrobi kolejne siku po 17 godzinach…
Mniej więcej do 23.40 było w porządku, ale kiedy zaczęła się największa kanonada, Kumpel był przerażony. Zaczął się kręcić po domu. Naszprycowałam go Rescue Remedy (od południa dostawał co kilka godzin po 15 kropli) i ziołowymi tabletkami, pozamykałam wszystkie drzwi, zamknęłam się z nim w łazience, żeby zatkać dziury wentylacyjne położyłam kołdrę, głaskałam go i… przez półtorej godziny śpiewałam mu kołysanki (żeby mieć pewność spokojnego tonu i kojącej melodii). Przez pierwsze pół godziny trząsł się jak galareta. Dosłownie, nie w przenośni. Później „tylko” dyszał. Kiedy zaczęło się uspokajać – poszłam na wersalkę, rozłożyłam ją i zaprosiłam Kumpla do siebie. Za każdym razem kiedy walnęło, wstawał, łaził po domu i wracał do mnie. Po jakimś czasie poszedł do łóżka, w którym spał mój mąż, położył się na nim i tam spędził resztę nocy.
Szkoda, że wszystkich strzelających nie można pozbawić możliwości wysikania się przez 17 godzin! Przecież Kumpel nie jest jedynym psem, który bał się wyjść z domu.
Osobiście, nie rozumiem na czym polega frajda z puszczania fajerwerków. Nigdy za nimi nie przepadałam, zawsze trochę się ich bałam.
Zdaję sobie sprawę, że ludzie są różni i mają różne upodobania i rozrywki. Nie uważam, że należałoby zakazać puszczania fajerwerków, ale sporo bym dała, żeby ludzie, którzy koniecznie muszą strzelać, robili to tylko w Sylwestra, a nie od 28 grudnia do 3 stycznia! Czy nie można się ograniczyć do strzelania o północy? Wtedy każdy, kto ma na to ochotę, mógłby sobie postrzelać, a zwierzaki mogłyby normalnie funkcjonować!
Zachęcam wszystkich do mówienia o tym, co się dzieje z psami, które boją się wystrzałów.
Mam cichą nadzieję, że kiedyś uda się osiągnąć kompromis, polegający na strzelaniu tylko na powitanie Nowego Roku.

Dzisiaj na porannym spacerze na szczęście nie było tragedii. Chodziliśmy prawie godzinę. Strzały były, ale nie robiły na Kumplu większego wrażenia. Raz tylko, kiedy huk był naprawdę głośny, przyszedł do mnie i przez kilka minut szedł przytulony do nóg. Później znowu odszedł i wąchał w najlepsze.
Mam nadzieję, że kolejne spacery też będą w miarę spokojne i że wieczorem pójdzie na spacer. Wyraźnie znacznie bardziej się boi po zmroku…

Życzę Wam wszystkiego najlepszego w 2014!

_______________________________________________________________________ www.szkolabaron.pl

3 komentarze:

  1. Coś w tym jest, że po zmroku psy bardziej boją się wystrzałów. Z Boną poszłam ok. 19:00, bo już wołała na dwór, ale jak tylko zrobiła siku... odwrót! I do domu. Początkowo chowała się pod łóżkiem, ale telewizor zagłuszał odgłosy z zewnątrz, więc wylazła i położyła się na łóżku. Kolejna próba wyjścia na dwór zakończyła się niepowodzeniem, a potem też już tylko na sika poszłyśmy o 1:00. Dziś rano, mimo że strzelali, sucz niespecjalnie była wzruszona - nasłuchiwała, ale nie panikowała.
    Biedny Kumpel :( Na szczęście już niedługo skończą się petardy i będzie miał cały rok spokoju :) Pies mojej babci też strasznie bał się strzałów i burzy, tylko nie wiedząc dlaczego uciekał do sąsiadki dwa piętra wyżej, zamiast schować się np. w łazience (bez okien) czy w piwnicy.
    Pozdrawiamy, Asia i Bona http://piesoswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje pieski na szczęście nie reagują. Baliśmy się, że Nodi będzie płochliwy a jednak godzinę 24 przespał razem z Lulką. Na spacerach też nie reagował i nawet nie chciał wracać do klatki. Lulka jak zwykle szła bez smyczy. Jeszcze na wieczornym spacerze o 22 gdzie już strzelali w okolicy naszego bloku, bez problemu biegał z Lulką bez smyczy. Współczuje wszystkim właścicielom, których pieski panicznie się boją. Moja mama biegała z mopem po mieszkaniu bo jej psy nie chciały wyjść nawet na szybkie siku. Akurat kiedy chciały się załatwić to wybuchała petarda i w popłochu uciekały do klatki :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęściarze z Was wszystkich, Agato. Fajnie, że są psy, które się nie boją petard.

    OdpowiedzUsuń