Dzisiaj na porannym spacerze przeżyłam niemalże szok. Przed
sobą zobaczyłam małego, białego pieska na smyczy. Kumpel go zauważył przede mną
i szedł w jego stronę. Nie wiem dlaczego, ale nie zawołałam go. Kiedy Kumpel
się zbliżył, wyobraźcie sobie, że Pan spokojnie odpiął swojemu psiakowi smycz! Nie
panikował, ani nic, tylko stał i patrzył. Mały zachęcał do zabawy. Kumpla nie
trzeba było dwa razy prosić. Po krótkiej gonitwie, psy zatrzymały się i
niestety mój pies walnął kolegę łapą. Tamten przewrócił się i zapiszczał, a
później wstał i zaczął szczekać na zdziwionego Kumla. Pan stał spokojnie, a ja zawołałam swojego psa i rozeszliśmy się. Po chwili mały nas dogonił, ale wtedy
już Kumpel był w towarzystwie drugiego owczarka. Przez chwilę 2 onki biegały za
małym psiakiem, a później każdy pies wrócił do swojego opiekuna.
Na tym spacerze spotkaliśmy jeszcze Pana z przemiłą bullterierką
oraz panią z beaglem. Pani była jedyną osobą, która spanikowała i starała się
nie dopuścić do spotkania z Kumplem, twierdząc, że jej pies może sprowokować
mojego psa. Pani okazała się koleżanką mojej mamy i kiedy mnie poznała,
przestała zasłaniać swojego psa. Kiedy powiedziała, że nasze psy się znają –
odpięłam smycz. „To teraz ty wychodzisz na spacer z Pikusiem?” – zapytała.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że nie jestem z Pikusiem, tylko z Kumplem J W
czasie tej krótkiej wymiany zdań psy zdążyły się już obwąchać i bawić się (na
tyle, na ile umożliwiała to smycz beagle’a).
Ze smutkiem stwierdzam, że kobiety dużo bardziej panikują.
Panowie mają w sobie więcej spokoju i zaufania do własnych psów. Ze wstydem
przyznaję, że u mnie w domu jest tak samo… Tuż po adopcji, ogarniał mnie
strach, kiedy puszczałam Kumpla ze smyczy – bałam się jak będą wyglądały jego
spotkania z psami. Niby wiedziałam, że psy z natury unikają konfliktów, ale…
mojego nowego psa przecież nie znałam, czułam się za niego odpowiedzialna. Mój
mąż puszczał go bez smyczy bez stresu, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, że
może zdarzyć się coś złego. Miał oczywiście rację.
Od moich Klientek często słyszę to samo: „mój mąż/syn
spuszcza psa ze smyczy, a ja nie, bo się boję”.
Nie do końca wiem, dlaczego tak się dzieje, ale muszę
przyznać, że rzadko się zdarza, żeby było odwrotnie.
To jest prawda! U nas na osiedlu są 3 pieski z ktrórymi Lulka się nie lubi i zawsze się rzuca, może to ze strachu, nie wiem. Jak wychodzę na spacer to oglądam się na około czy akurat jakiegoś nie ma. Jak tylko widzę, od razu ją wołam (lekko wystraszona) i zapinam ją na smycz. W tedy jak widzi psa robi się agresywna. Boję się ją zostawić spuszczoną. Mąż jak wychodzi to zawsze bez smyczy, nie raz widziałam jak spokojnie powiedział komendę a Lulka szła koło niego i nie zwracała uwagi...Zawsze mi tłumaczy bo Ty panikujesz i ona to czuje i też robi się nerwowa. W ogóle Lulka bardziej słucha się jego niż mnie i może dlatego właśnie że ja podchodzę nerwowo, słychać w moim głosie panikę itp. Dziś na porannym spacerze Lulka wąchała krzaczki przy klatce i wyszedł "wróg" od razu ją złapałam a jak zobaczyła to zaczęła szczekać. Odczekałam chwilkę jak Pani się oddaliła z suczką i zwolniłam Lulkę, szła ładnie...
OdpowiedzUsuńMąż pewnie ma rację. Mówi się czasem, że po smyczy biegną nasze emocje do psa. Pies doskonale wie, kiedy się boimy, czujemy stres i często się do nas dopasowują.
OdpowiedzUsuńDrugą sprawą jest smycz, która u wielu psów wywołuje agresję. Często wystarczy ją odpiąć, żeby pies nie był już taki "dzielny". Tak właśnie jest np. u Pikusia mojej mamy. Kiedy jest na smyczy - szczeka na wszystkie psy. Kiedy zaczyna szczekać, mama odpina smycz. Wtedy Pikuś milknie :) (UWAGA: Nie twierdzę, że u wszystkich psów tak działa!)