niedziela, 3 listopada 2013

rozpowszechnianie lęków

Tak jak obiecałam, dzisiaj będzie o zaszczepianiu dzieciom lęków.
Płakać i/lub krzyczeć mi się chce zawsze, kiedy widzę panikujących dorosłych. Idę sobie spokojnie z Kumplem parkową alejką, z naprzeciwka zbliża się babcia/mama z dzieckiem. Osoba dorosła zasłania sobą dziecko, albo przynajmniej kurczowo łapie dziecko za rękę, kiedy Kumpel przechodzi obok nich. Bywa, że słyszę ostrzeżenia kierowane do dziecka: żeby uważało, bo pies je ugryzie. Zgroza. Takie dziecko dowiaduje się, że pies stanowi zagrożenie. Kiedy już dobrze to zapamięta, będzie sztywniało na widok psa. Do czego to doprowadzi? Oczywiście do tego, że wszystkie psy będą do dziecka podchodzić, bo pies jest z natury ciekawski i chętnie sprawdza wszystko, co nowe czy inne. (Jeśli pies ma braki w socjalizacji – na nieznane obiekty szczeka). Człowiek, który idzie sobie spokojnie zazwyczaj nie budzi zainteresowania. Co innego, jeśli idzie w nietypowy sposób (kuleje, czy idzie o lasce), wygląda inaczej (np. jest przebrany za niedźwiadka), coś dziwnego niesie (balony, plecak, ma na głowie kapelusz) albo właśnie… sztywnieje z przerażenia na widok psa… Dorośli, którzy straszą dzieci psami, robią im ogromną krzywdę…
Pamiętam, jak pojawiły się telefony komórkowe. Nasz pies (mieszkałam wtedy z Rodzicami), szczekał w parku na tych, którzy rozmawiali przez telefon. Kiedy idzie dwoje ludzi – rozmawiają, nie ma w tym nic dziwnego. Ale żeby człowiek tak sam do siebie gadał? To stanowczo odbiegało od normy! Po jakimś czasie się przyzwyczaił i przestał szczekać ;)

Czasem chodzę do przedszkola moich dzieci i robię pogadanki o psach lub wilkach. Zdarza się, że przychodzę z jakimś zaprzyjaźnionym psem, o którym wiem jak się zachowa w tłumie dzieci. Pewnego razu pojechałam z Panią i jej niedużym (mniej więcej do kolan) czarnym kundelkiem. Nazwijmy go, tradycyjnie, Azorkiem.
Na początku dzieci miały usiąść w okręgu i być cicho, żeby nie przestraszyć psiaka. Jeden chłopiec (nazwijmy go Antek) bał się, więc poprosiłam żeby usiadł w środku. Tak, żeby pies nie miał do niego dostępu. Później dzieci częstowały Azorka smakołykami. Antek nie chciał. Kiedy przyszła pora na kolejne zadania, Antek był przerażony. Poprosiłam żeby mógł wyjść z Sali. Zgody na to nie dostałam. Jedna z Pań wzięła chłopca na kolana. Antek był spięty, a kiedy Azor podchodził, dosłownie drętwiał z przerażenia.
Po zajęciach Panie powiedziały, że Antek boi się wszystkich zwierząt, nawet owadów. Aż wierzyć mi się nie chciało…
Jakiś czas później, kiedy przyszłam po chłopców do przedszkola, dzieci biegały po ogrodzie na bosaka. Po chwili przyszła mama Antka i zapytała: „Nie boisz się tak biegać bez butów? Możesz wejść na osę, która Cię wtedy ugryzie”.
Cóż, świat jest pełen większych i mniejszych niebezpieczeństw. Każdego dnia, wychodząc z domu, narażamy się, że ktoś porwie, pobije, okradnie, że wjedzie w nas pijany kierowca, złamiemy nogę, coś nam spadnie na głowę itd. itp. Tylko czy jest to powód żeby nie wychodzić z domu? Pozostanie w nim też zresztą nie jest do końca bezpieczne: włamywacz może nas zabić, może wybuchnąć pożar, możemy się poślizgnąć na śliskiej podłodze i złamać rękę itd. Możemy żyć w ciągłym strachu, niebezpieczeństwo czai się w każdej chwili naszego życia. Możemy się bać, tylko… po co? Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego dorośli na każdym kroku straszą swoje dzieci… Tym bardziej, że kiedy człowiek jest przestraszony, jego mięśnie są spięte. Wtedy ma większe szanse na fałszywy ruch, przez który spadnie z drabinki, potknie się czy coś rozleje. Mówiąc: „uważaj, bo… się przewrócisz/ rozlejesz sok/ spadniesz itd.”, zwiększamy ryzyko, że nastąpi właśnie to, czego chcemy uniknąć. Później mamy już pewnik: nasze dziecko przewraca się/ rozlewa/ spada itd. częściej niż inne dzieci. Zamyka się błędne koło.
Rodzicom zainteresowanych tym, jak nasza postawa, czy z pozoru niewinne komentarze mogą wpływać na dzieci, proponuję lekturę książek Jespera Juula. Bez trudu znajdziecie je na allegro. Moim zdaniem wszystkie są świetne. Może macie znajomych Rodziców małych dzieci i nie macie pomysłu na prezent gwiazdkowy? Polecam Jespera Juula. Książki są napisane łatwym językiem, przyjemnie się je czyta. Nie są to poradniki typu: jeśli dziecko… to Ty powinieneś… Są to raczej przemyślenia i ogólne wnioski, stworzone po wieloletniej pracy z dziećmi i ich rodzinami. Wprowadziłam w życie niektóre rady Jespera i muszę przyznać, że efekt był niemalże natychmiastowy. Drobna zmiana w formułowaniu myśli i nagle dzieci zaczęły robić to, o co proszę (oczywiście nie zawsze, cudów nie ma). Jakbym wreszcie zaczęła mówić językiem, który rozumieją…

O dzieciach też bym mogła długo pisać, ale tutaj miało być o psach J

6 komentarzy:

  1. No niestety to jakie są i czego będą się bały nasze dzieci głównie zależy od tego jak je wychowamy... tak jak każemy im spełniać nasze niespełnione marzenia każemy się im bać tego czego my się boimy czasami nie potrzebnie...

    Mam wrażenie że nowe pokolenie mam za dużo czyta książek o bezstresowym wychowaniu i poradników w które wczytują się jak w biblie która mówi im jak mają żyć zamiast uczyć dzieci normalnego życia które nie jest bańką mydlaną, w końcu skądś się wzięło powiedzenie " jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz" i ja jak najbardziej je popieram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się zgadzam się z powiedzeniem "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz". Dzieci powinny się uczyć w dużej mierze przez własne doświadczenie. Jeśli nie pozwolimy im na błędy i o wszystkim będziemy za nie decydować - nie będą miały wiary w siebie, odwagi do podejmowania działań i brania odpowiedzialności za własne czyny. Mogą wyrosnąć na osoby, którymi łatwo manipulować... Niestety często mam wrażenie, że większość naszego społeczeństwa było wychowywane właśnie zgodnie z zasadami "pruskiej szkoły". Teraz weszło bezstresowe wychowanie, które bywa doprowadzone do absurdu. Jak dla mnie, najlepszy jest umiar.

      Usuń
  2. Słyszałam kiedyś o dziewczynce jeżdżącej konno. Pewnego razu spadła z konia. W ogóle się nie bała, potraktowałaby to jak drobny wypadek, którym nie trzeba się przejmować. Ale jej mama miała do tego inny stosunek. Podbiegła do dziewczynki zaczęła latać wokół niej z histerią i przerażeniem. Od tamtego zdarzenia dziewczynka panicznie bała się jeździć konno.
    A a propos Kumpla i rozhisteryzowanych rodziców... Wygląd psa ma BARDZO duże znaczenie w życiu codziennym - dla niektórych większe niż charakter psa... Doskonale Cię rozumiem. Tylko że u mnie działa to w drugą stronę - nikt nie boi się mojego słodziutkiego puchatego okruszka, bo jak takie małe może być agresywne? Przecież jak prosi, to na pewno z przyjaźni... Tak myśli większość osób, które mojego psa nie znają i które spotyka się na spacerach, dopóki mały nie zacznie szczekać i nie pokaże im swoich bielutkich ząbków... Nie było dotąd sytuacji, żeby jakieś dziecko próbowało go pogłaskać, ale ludzie inaczej reagują na ON-ka i na grzywacza chińskiego... Jeszcze nigdy nie słyszałam słów "uważaj, bo ugryzie" i szczerze mówiąc chciałabym je czasem usłyszeć...
    A więcej o nas możesz dowiedzieć się tutaj: mojepsieszalenstwo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam dziewczynę, która jako małe dziecko była pogryziona przez psa. Zdarzenie widziała jej siostra. Pogryziona nie boi się psów, ta która obserwowała - boi się bardzo. Nie umiem tego wytłumaczyć.
      Jako matka, mogę potwierdzić, że często swoją reakcją wskazujemy dziecku jak powinno zareagować: jeśli maluch się przewróci i mama natychmiast zaczyna panikować - dziecko płacze. Ojcowie (znowu ta płeć!) zwykle podchodzą do sprawy chłodniej. Przy nich dzieci rzadziej się przewracają i mniej płaczą z powodu upadku...
      Jednocześnie dodam, że uważam za bardzo krzywdzące, mówienie płaczącemu dziecku: "nic się nie stało, przecież nie boli". Jest to jawne zaprzeczanie faktom. Przecież się stało i teraz boli! Uczymy tą metodą dziecko, że źle ocenia rzeczywistość i własne odczucia. Warto pomyśleć, jak się czuję kiedy stało się coś, co mnie boli: np. ktoś powiedział mi coś przykrego i słyszę od bliskiej osoby, że "przecież to nic wielkiego". Mnie wtedy szlag trafia! Dla mnie się stało!
      Kiedy moje dziecko się przewróci, czekam na jego reakcję lub natychmiast zadaję jakieś pytanie i sprawdzam jak syn zareaguje. Jeśli zaciekawiony tematem odpowiada, to staram się wesoło z nim rozmawiać. Jeśli płacze - pocieszam. Zostawiam dziecku do oceny czy jest o co płakać, czy nie i staram się dostosować.

      Usuń
  3. Ile razy idę z Lulką bez smyczy to też słyszę "nie głaszcz pieska", "nie wyciągaj reki, bo Cię piesek ugryzie" itp. A moja Lulka za każdym razem merda ogonem i się łasi. To ja zawsze pierwsza mówię, żeby się nie bać bo nie gryzie. Jak ja byłam mała i siostra to też rodzice nam mówili aby nie głaskać nie znajomych psów bo mogą ugryźć a moja siostra zawsze wyciągała rękę. Zdarzało się, że właśnie właściciele psów sami zwracali nam uwagę, że jak nie znamy psa to głaskać nie powinniśmy. A rodzice mówili abyśmy najpierw się zapytali Pana/Pani czy możemy pogłaskać bo znają swoje pieski. Lulka uwielbia górki, biega góra-dół aż się zmęczy i pamiętam taką sytuację jak biegła na górę a babka widząc to od razu dziecko wzięła na ręce. Krzyknęłam z dołu, aby się nie bać bo nie gryzie a kobieta na to że to nie jest jej dziecko...śmiałam się jak głupia. A Lulka podejrzewam że zobaczyła chłopca dopiero jak wbiegła na górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uczę moje dzieci żeby nie dotykały nieznajomych psów, ale nie mówię, że mogą ugryźć, tylko że nie wiemy czy pies lubi być głaskany przez nieznajomych.
      Wszystkim Rodzicom, których dzieci lecą głaskać nieznajome psy, zachęcam do zadania dziecku pytania: "a Ty byś chciał(a), żeby obcy ludzie Cię przytulali?" Pies też nie musi mieć ochoty na pieszczoty od obcych!

      Usuń