sobota, 30 listopada 2013

ucieczki / zaginięcia Kumpla

Ostatnimi czasy, Kumpel dostarcza mi sporo wrażeń.
Sobota była dla Kumpla ciężka, bo sporo czasu był sam, a spacery krótsze niż zwykle – mieliśmy strasznie napięty grafik…
W niedzielę rano byliśmy na spacerze w lesie i kiedy już wracaliśmy, nie mogliśmy się go dowołać. Kiedy gdzieś razem idziemy, nie wymagamy od Niego żeby cały czas był na widoku. Spacer, to Jego czas, więc biega po krzakach, wącha itp. Staliśmy tak, wołając, dobre 10 minut. Później mój mąż poszedł Go szukać, a ja czekałam z dziećmi przy samochodzie. Po kolejnych 15 minutach, mąż go znalazł. W miejscu, gdzie mnie by nawet do głowy nie przyszło, żeby tam szukać… Mąż postanowił przejść naszą zwyczajową trasę. Tego dnia znacznie ją skróciliśmy, a Kumpel znalazł się w miejscu, gdzie w ogóle tego dnia nie byliśmy. Faktem jest, że gdybyśmy szli tak jak zawsze – dotarlibyśmy tam. Tyle, że do głowy mi nie przyszło żeby kontynuować spacer bez psa. Tym bardziej, że przecież już wracaliśmy…
We wtorek wieczorem mój syn miał gorączkę, więc od środy chłopcy nie chodzili do przedszkola. W związku z tym, spacery nie trwały po 60, tylko po 40 minut – bałam się na dłużej chłopców zostawić samych w domu.
Wczoraj, w trakcie popołudniowego spaceru, kiedy już wracaliśmy do domu, widziałam, że Kumpel idzie z nosem przy ziemi. Wyraźnie po jakimś śladzie. Nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, bo robi tak na każdym spacerze. Niestety, kiedy po 2 minutach zawołałam – nie przyszedł. Stałam tak i wołałam 15 minut. Szczerze mówiąc, czułam się jeszcze gorzej niż w niedzielę. Byłam w mieście. Żeby dojść do domu, trzeba przejść przez ruchliwą ulicę. W domu, od godziny dzieci same w domu. Powinnam już wracać. Powinnam też odnaleźć Kumpla, a raczej poczekać, aż On znajdzie mnie. Tylko gdzie On jest? A może wrócił do domu? Drogę przecież zna… No tak, ale tutaj widział mnie po raz ostatni, więc tutaj powinien mnie szukać. Jeśli zostanę, to nie wiem jak długo jeszcze będę czekać (a dzieci w domu same…). Jeśli pójdę w kierunku domu (sprawdzić czy jakiś samochód go nie potrącił), to zostawię świeży ślad przy ulicy, czym zwiększę ryzyko, że wpadnie pod samochód (jeśli do domu nie poszedł) itd. Jedna, wielka gonitwa myśli. Po tych niekończących się 15 minutach, przyszedł. Od strony domu. Kiedy mnie zobaczył – położył się. Nie miał chyba już siły do mnie podejść. Byliśmy na polnej drodze. Nie wstał nawet kiedy samochód przejeżdżał kilka centymetrów od Niego.
Wracając do domu, robił sobie odpoczynki – kładł się w każdej kałuży, jaką mijaliśmy.
Na wieczornym spacerze też pobiegł po śladzie kota i wrócił po 10 minutach…

Dobrze, że dzieci mam już zdrowe, więc niebawem wszystko powinno wrócić do normy.

3 komentarze:

  1. Po tych ucieczkach nie powinien już się "zabłąkiwać" - wiem z doświadczenia. Mały raz się zgubił, w obcym miejscu. A że jest nie głupi, to poszedł na parking, z którego przyszłyśmy i szczekał. Kumpel wrócił od strony domu, więc pewnie też się po prostu zgubił. Od tamtego zdarzenia z Łopciem mały może nie zawsze wraca, kiedy go wołamy, ale zawsze stara się być w pobliżu nas - jak widzi, że jesteśmy dalej, sam przybiega bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  2. No dokładnie, mam nadzieję, że po takiej akcji już się czegoś nauczył

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadza się :) Teraz znowu mnie pilnuje :) Aż za bardzo... O tym postaram się napisać w środę :)

    OdpowiedzUsuń