niedziela, 15 września 2013

ale numer...

Po wczorajszym spacerze znowu bolała mnie noga L więc z żalem poprosiłam męża żeby to on poszedł na poranny spacer z Kumplem. Po ich powrocie dowiedziałam się, że spacer był luzem, bez smyczy. Zdziwiłam się, ale i ucieszyłam, bo nie było żadnych problemów. Wielkie ufff z mojej strony.
Kolejnego spaceru nie byłam sobie już w stanie odpuścić. Przeszliśmy w okolicach domu – mamy tutaj trochę zieleni. Spacer bez smyczy, problemów: brak. Szliśmy daleko od ulicy, psów nie spotkaliśmy.
Popołudniu mieliśmy gości: przyszła koleżanka z córką. Kumpel przywitał się z nimi grzecznie, a później położył się i leżał. Dzieci biegały, krzyczały, a On nic. Tylko czasem z drogi się usuwał J
Spacer trzeci: pierwsze bliskie spotkanie z psem. Miałam szczęście: trafił się podrośnięty szczeniak. Chwilka zabawy, ale umiarkowanej, bo labek ciągle kładł się na ziemi. Kumpel ogłuchł: mojego wołania nie słyszał. W zasadzie trudno mieć do Niego o to pretensje: trudno powiedzieć od jak dawna nie miał okazji pobawić się z psem… Jak już wspomniałam: moje wołanie do Niego nie docierało, ale po krótkiej chwili rozejrzał się i zobaczył, że dzieci dosyć daleko odbiegły. Pędem puścił się za nimi. Widać nie było powodu żeby do mnie wrócić, bo po co Go niby wołam? Ale obowiązek, to obowiązek – o dzieci trzeba dbać ;)
Wracając, przechodziliśmy niedaleko parkingu. Pech chciał, że pewien pan akurat otworzył bagażnik. Kumpel ponownie ogłuchł na moje wołanie, a mnie zabrakło refleksu i zanim zdążyłam zawołać żeby pan zamknął samochód – Kumpel już w nim był. Dobiegłam do nich (okazało się, że z nogą nie jest aż tak źle żeby nie dało się biegać) i usłyszałam, że taki duży pies, że w kagańcu itp. Przeprosiłam i powiedziałam, że łagodny, adoptowany, że prawdopodobnie był wyrzucony z samochodu i teraz pakuje się do każdego, a ja jeszcze nie zdążyłam nad tym popracować i raz jeszcze okropnie przepraszam. Siłą dosłownie wywlokłam Kumpla z bagażnika, bo ani myślał stamtąd wysiadać. Państwo mieli ogromne oczy, uśmiechnęli się nawet i powiedzieli żebym faktycznie nad psem popracowała. Trzeba będzie.

Przed nami jeszcze jeden spacer dzisiaj, ale jego już nie opiszę, bo powrocie idę spać. Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz