czwartek, 26 września 2013

Pewnie każdy z Was mówi to samo: „Mój pies jest najwspanialszy na świecie”, więc w zasadzie jesteśmy zgodni J
Kumpel zaskakuje mnie (pozytywnie) na każdym kroku.
Moi Rodzice wyjechali na 3 dni i na ten czas ich pies (Pikuś), zamieszkał u mojej siostry. Zaprosiła nas do siebie (wstyd się przyznać, ale ponawiała to zaproszenie od kilku miesięcy i jakoś nie mogliśmy dotrzeć). Wiedziałam, że we wtorek, czwartek i piątek nie dam rady. Weekend i kolejny poniedziałek też odpadał, więc mogłam pojechać w środę lub po raz kolejny odmówić. Było mi głupio, więc zgodziłam się. Kumpel od rana siedział sam w domu, więc pojechał z nami. Wiedziałam, że Pikuś jest mocno terytorialny, więc jest to kiepski pomysł, ale siostra powiedziała, że teraz przecież nie jest u siebie, żebym się nie wygłupiała, brała psa i dzieci i przyjeżdżała. Chyba bardzo chciałam wierzyć, że będzie dobrze, więc pojechałam. Kiedy otworzyła nam drzwi – Pikuś wypadł z mieszkania, rzucił się z kierunku Kumpla ze wszystkimi zębami na wierzchu i szczekał, doskakując do niego (jak gdyby chciał go ugryźć). Były to oczywiście tylko markowane ugryzienia, ale z całą pewnością nie było to miłe powitanie. Kumpel zachował się super: stał i wysyłał sygnały uspokajające. Siostra zabrała Pikusia, a ja powiedziałam chłopakom, że wracamy do domu (w czasie akcji na klatce schodowej moje dzieci zdążyły już wejść i zdjąć buty). Płacz, histeria, że oni nie chcą do domu. W trakcie mojego tłumaczenia, że nie mamy wyboru (i gonitwy myśli, typu: to dzieci zostaną, a ja pójdę na długi spacer z psem), pojawiła się moja siostra z informacją, że Pikuś jest już zamknięty w sypialni i możemy wchodzić. Nadal uważałam, że to kiepski pomysł, ale weszłam. Po chwili Pikuś był już cicho, Kumpel nie podchodził do drzwi sypialni. Sytuacja została opanowana. W trakcie naszej wizyty doszło jeszcze 2 dzieci. Żal mi było mojego psa: w obcym miejscu, bronionym przez innego psa, a do tego 5 bawiących się dzieci. Jak się pewnie domyślacie, cicho i spokojnie raczej nie było. Prawie całą wizytę siedziałam z Kumplem i pilnowałam żeby dzieciarnia do nas nie wparowała. Kumpel zasnął! Nie wiem jak mu się to udało, ale dał radę. Fakt, że był po porządnym spacerze, ale mimo wszystko… Ja bym przy tej rozbawionej piątce nie zasnęła nawet gdybym padała ze zmęczenia.
Na porannym spacerze spotkaliśmy Dinka, który bawił się z jakąś sunią (chyba był to jakiś mieszaniec staffika). Kiedy pojawiliśmy się na horyzoncie – oba psy do nas podbiegły. Dinko przywitał się i oddalił. Suka nie była przyjaźnie nastawiona. Skoczyła na Kumpla z zębami. Kumpel nie miał zbytnio wyboru, więc zaczął się bronić. Trwało to kilka sekund, po czym Kumpel wykorzystał chyba jakąś niezauważalną dla mnie przerwę i ruszył do mnie. Suka za nim. Jestem naprawdę dumna i przeszczęśliwa, że mój futrzak tak pięknie się zachował! Kocham psy za to, że nic sobie nie robią. Nawet, jeśli jednemu coś nie pasuje. Gdyby ludzie tak dobrze sobie radzili w sytuacjach konfliktowych – nie byłoby wojen, a nawet bójek (albo przynajmniej byłyby bardzo rzadkie).
Popołudniowej sytuacji nie będę opisywać (jak do niej doszło), ale wyszłam na spacer z Kumplem i Pikusiem. Najpierw Pikuś rzucił się ujadając wściekle na Kumpla, który stał niewzruszony i przeczekiwał pikusiową furię. Po chwili Pikuś zaczął się uspokajać, aż wreszcie mogliśmy ruszyć na spacer. Do spotkania doszło na ulicy (siostra wypuściła Pikusia na zewnątrz, a ten od razu do nas podbiegł), a więc na w pełni neutralnym gruncie. Tak więc Kumpel mógłby się bronić, bo czemu nie? Na szczęście psy unikają agresji, więc się dogadali. Oba psy były na smyczach.
Spotkaliśmy się z Dinkiem. Kumpel zaczął go ganiać. Pikuś doszedł chyba do wniosku, że mój pies trochę przesadza i ruszył Dinkowi z pomocą. Rozdzielał psiaki, biegł za Kumplem, powarkiwał, przepychał go bokiem, zatrzymywał. I znowu: gdyby jakieś dziecko uznało, że dwaj koledzy bawią się zbyt brutalnie i zaczęło im przeszkadzać, to coś mi się wydaje, że bez awantury by się nie obeszło. Psy doskonale sobie poradziły J Kumpel akceptował / tolerował zachowanie Pikusia i dalej uganiał się za Dinkiem. Czasem musiał przyhamować, kiedy Pikuś przecinał mu drogę, ale nie przejmował się tym.

Zachwyca mnie ten mój pies, naprawdę. Do nieznanych psów też podchodzi coraz łagodniej. Nie podbiega już tak jak na początku. Teraz najczęściej zbliża się truchtem, a w pewnej odległości od psa grzecznie się zatrzymuje i wysyła sygnały uspokajające! Coś niesamowitego! Tak sobie myślę, że im mniej ludzie wtrącają się w psio-psie relacje, tym lepiej. Psy w takich sytuacjach radzą sobie znacznie lepiej niż my. Powinniśmy się od nich uczyć, zamiast je korygować.

2 komentarze:

  1. Nasza Lulka biega na ogół bez smyczy. Już dawno zwróciłam uwagę, że psy na smyczy są bardziej agresyne w stossunku do siebie niż jak są na luzie. Po Lulce wiem, kiedy będzie atakować jak jest na smyczy: obniża chód, skrada się, robi się spięta a w tedy skok i do boju. Jak jest na smyczy to zawsze staramy się aby smycz była luźna i pozwalam do każdego psa jej podejść aby się przywitać. Zwróciłam uwagę, że dużo ludzi trzyma na krótko swojego psa jak widzą że drugi pies idzie i za wszelką cenę nie pozwalają psom się przywitać. A nasza Morda, nie lubi psów, które nie zwracają uwagi, z każdym psiakiem musi się przywitać. Lubię jak Lulka biega bez smyczy i ma kontakt z psiakami ale często się denerwuję kiedy biegnie do psa którego nie zna bo nigdy nie wiem jak zareagują i czy nie zaczną się gryźć a ja nie zdążę podbiec na ratunek. Zawsze podchodzi do psa, merda ogonem, obserwują się potem okrążają i się wąchają, Najbardziej spinam się w momencie kiedy obwąchują się na wysokości karków i widzę jak lekko sierść im się zjeża...ale mój mąż zawsze mówi abym nie panikowała bo Lulka to czuje a jak widzi że Lulka zaczyna się spinać to ją uspokajamy, mówiąć "Grzeczna sunia..." nie wiem czy to dobra nasza postawa ale chyba aby razu nie stało się aby same z siebie się pogryzły...Kilka dni temu mieliśmy sytuację, że Lulka zaczęła biec w stronę dużych psów, zawołaliśmy ją i drugi pies ją usłyszał i podbiegła do niej z zębami ale nie zaatakował a nasza się wycofała. Wystraszyłam się że naszą zagryzie...Też jestem zwolenniczką aby pies biegał bez smyczy bo wtedy poznaje wszystko i uczy się radzić sobie sam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zjeżona sierść nie zawsze oznacza oznakę agresji. Zjeżona sierść jest oznaką przeżywanych silnych emocji, niekoniecznie negatywnych. Są psy, które jeżą się przy każdej zabawie. Twój mąż ma rację, że Twój strach może tylko pogorszyć sprawę. To prawda, że Lulka wie, kiedy się boisz - kiedyś napiszę o tym trochę więcej.
    Jeżeli mówienie do Lulki uspokaja ją, to znaczy, że jest to dobra metoda. Niektórym psom to faktycznie pomaga.
    Do prawdziwych bójek (takich z rozlewem krwi), dochodzi najczęściej w przypadkach, kiedy mieszają się ludzie. Psy bardzo rzadko robią sobie wzajemnie krzywdę. Oczywiście zdarzają się takie sytuacje (kiedy jeden z psów ma drastyczne braki w socjalizacji i nie zna psiego języka, jeżeli opiekun szkoli go do walk psów, jeżeli jeden z psów ma poważne problemy neurologiczne - np. guz mózgu), ale są to sytuacje sporadyczne. Zdarza się też przecież, że człowieka zadźga ktoś na ulicy. Nie jest to jednak powód żeby nie wychodzić z domu...
    Jak rozumiem, Lulce nic się nie stało i napastnik pozwolił jej się wycofać?
    Kumpel jak spotyka małego pieska, to grzecznie się z nim wita (już nie podbiega tak groźnie, jak na początku). Jeśli piesek zaczyna uciekać - Kumpel go goni. Faktycznie nie wygląda to zbyt fajnie, ale tak to już w naszych oczach wygląda, że jak duży pies goni małego, to wydaje nam się, że zaraz dojdzie do nieszczęścia. Naprawdę nieprzyjemnie robi się wtedy, gdy opiekun małego pieska bierze swojego pupila na ręce - wtedy Kumpel skacze jak do zabawki... Z tego względu biorę go na smycz ile razy widzę malutkiego pieska - nie chcę stresować jego opiekunów.

    OdpowiedzUsuń