Kumpel jest bardzo towarzyskim psem. Kiedy jesteśmy na
spacerze, ma ochotę podejść do każdego napotkanego człowieka. Może akurat go
pogłaszcze? Zazwyczaj ludzie reagują przychylnie. Nieco mnie to dziwi,
zważywszy na gabaryty Kumpla. Dziwi mnie to tym bardziej, że Barona – naszego poprzedniego
owczarka (dla ciekawych, historia Barona jest na stronie: http://szkolabaron.pl/terapia_prowadzacy.html),
prawie wszyscy się bali. Barona wzięłam, kiedy miał 10 lat i zaawansowaną
dysplazję. Po 2-3 tygodniach pobytu u nas (a więc porządnego jedzenia i
regularnych spacerów) nie słaniał się już na nogach, zaczął nawet truchtać J
ale nie był to młody, w pełni sprawny pies. Większą część spacerów
chodził
sobie powolutku i wąchał. Mimo tego, wielokrotnie słyszałam, że „taki duży pies
powinien chodzić w kagańcu i na smyczy”. Dlatego teraz, za każdym razem, kiedy
ktoś przychylnie reaguje na Kumpla, czuję się zaskoczona. Oczywiście bardzo
pozytywnie. Staram się żeby nie podchodził do ludzi, bo wiem, że nie każdy
sobie tego życzy. Czasem jednak zdarza się, że kogoś zauważę dopiero, kiedy
Kumpel jest już tuż przy nim. Bywa też, że kiedy idziemy, ktoś go zawoła.
Teraz, kiedy już wiem, że mój towarzysz ma ochotę ze
wszystkimi się przywitać – schodzę na bok i proponuję Kumplowi wykonanie kilku
znanych komend. Jak na razie jest to „siad”, „leżeć” i „zostań”. Próbujemy też
chodzenia przy nodze, ale w parku jest tyle ciekawych zapachów, że na razie
udaje mi się utrzymać koncentrację Kumpla przez bardzo krótki czas.
Zastanawiam się skąd bierze się różnica w podejściu
napotykanych ludzi do Barona i do Kumpla. Jeśli znajdziecie chwilę, napiszcie
jak przechodnie reagują na Wasze psy. Mam cichą nadzieję, że to nie przypadek,
tylko może jakaś ogólna zmiana w podejściu do psów? Dosyć trudno mi w to
uwierzyć, bo do tej pory miałam wrażenie, że ludzie coraz bardziej, a nie coraz
mniej, boją się psów. Kiedy byłam dzieckiem, prawie wszystkie psy biegały bez
smyczy i nikt (prawie) nie robił z tego problemu. Teraz przepisy nakazują żeby
pies był w kagańcu lub na smyczy. Swoje 3 grosze dołożyły media, nagłaśniając
wypadki zagryzienia dziecka przez psa. Przy okazji, podam pewną statystykę:
•
W Stanach Zjednoczonych 826 dzieci poniżej 10. roku
życia ginie z winy swoich opiekunów, 22 przez wiadra, 15 na placach zabaw, 11
przez balony i 10 na skutek pogryzień przez psy. W wypadkach samochodowych
umiera 43 730 osób rocznie, na skutek przypadkowych upadków - 14 440, w wyniku
zatruć - 14 142. Rowery zabijają rocznie 774 istoty ludzkie, a psy - 16. Co
roku więcej osób doznaje urazów przez pantofle, tenisówki, a także stoły,
krzesła, łóżka i drzwi niż przez psy.
•
Jeśli zaś chodzi o to, jak poważne są pogryzienia przez
psy, to według Bradley większość (92,4 proc.) nie powoduje obrażeń, 7,5 proc.
skutkuje mniejszymi ranami, a niewielki procent - 0,076 proc. - kończy się
średnimi lub poważnymi urazami. Przypadkowe upadki są przyczyną dużo
poważniejszych i związanych z wyższymi kosztami leczenia obrażeń. Reasumując, w
swoich statystykach Bradley przedstawia inny obraz „problemu agresji" niż
ten postrzegany przez ludzi.
Nakaz prowadzenia psów na smyczy uważam za głupi i szkodliwy.
W założeniu ma on zapobiegać pogryzieniom. W praktyce, moim zdaniem, rezultat
jest odwrotny do zamierzonego.
Po pierwsze: brak ruchu, nadmierne kontrolowanie psa przez
właściciela, brak możliwości realizowania naturalnych potrzeb jak swobodna eksploracja
(wąchanie gdzie pies chce i jak długo chce), powodują frustrację. Podobnie
dzieje się z ludźmi. Człowiek, zwłaszcza młody, który nie może się poruszać,
jest bez przerwy kontrolowany i ograniczany przez rodziców, który nie ma
możliwości kontaktu z innymi ludźmi (lub bardzo ograniczony), któremu ktoś
ciągle by przerywał oglądanie telewizji, korzystanie z Internetu itp. też byłby
sfrustrowany, prawda? Kogoś takiego znacznie łatwiej wyprowadzić z równowagi, a
kiedy kielich goryczy się przepełni, może dojść do prawdziwego nieszczęścia:
nadmiar negatywnych emocji musi znaleźć ujście. Może to być agresja lub
autodestrukcja (u ludzi: alkohol, narkotyki itp., u psów samookaleczanie lub –
u obydwu gatunków – choroby psychosomatyczne). Na nasze szczęście, u psów
znacznie rzadziej niż u nas, frustracja wywołuje zachowania agresywne. Gdyby
psy miały tak dużą skłonność do agresji jak ludzie – wspólne życie naszych 2
gatunków pod 1 dachem nie byłoby możliwe. Zwróćcie uwagę jak często ludzie biją
swoje psy. Kiedy jeden chłopak/facet uderzy drugiego – ten odpowiada agresją i
dochodzi do bójki. Co by było gdyby psy równie łatwo odpowiadały agresją na
agresję?
Psy robią wszystko co w ich mocy żeby do agresji nie dopuścić.
Jeśli już dojdzie do pogryzienia, to zawsze, ale to zawsze winny jest człowiek
(nie koniecznie ten, który został pogryziony). Jedynym wyjątkiem są przypadki
schorzeń neurologicznych. We wszystkich innych przypadkach wina leży po stronie
opiekunów lub hodowców.
Po drugie: psy, które całe życie są prowadzone na smyczy,
mają bardzo ograniczone kontakty z innymi psami i ludźmi. Powoduje to
zwiększenie ryzyka, że pies będzie się bał napotkanych istot, a od strachu do
agresji (zwłaszcza jeśli przez smycz, pies nie ma możliwości ucieczki), jest
już krótka droga. Jakiś czas temu czytałam artykuł o psach w Holandii. Podobno
tam, psy chodzą w większości miejsc bez smyczy, podchodzą do obcych ludzi,
witają się, bawią się z napotkanymi psami. Nikt nie robi z tego problemu.
Efekt: psy od nowości mają zapewnioną świetną socjalizację, a więc są
przyjazne. Skoro psy są przyjazne – ludzie nie mają powodów żeby się ich
obawiać, a więc nie ma powodu, żeby musiały chodzić na smyczy.
Po trzecie: obowiązek prowadzenia psów na smyczy zdejmuje z
opiekunek odpowiedzialność i (częściowo) obowiązek właściwego szkolenia i
socjalizowania psa. Efekt może być taki, że kiedy już pies znajdzie się w parku
bez smyczy – opiekun nie ma na dobrą sprawę żadnej kontroli. Nigdy przecież nie
nauczył swojego psa powrotu na przywołanie. Nie ma też pojęcia jak jego pies
zachowa się w trakcie spotkania z innym czworonogiem.
Rozumiem, że niektórzy ludzie boją się psów. Ale z drugiej
strony: ja na przykład boję się łysych, wielkich facetów w dresach. Boję się
też podpitych grupek młodych ludzi. Czy to znaczy, że powinnam postulować zakaz
sprzedaży alkoholu lub nakaz żeby typ ludzi, którego się boję, poruszał się po
ulicach wyłącznie w kaftanach bezpieczeństwa?
Nasza Lulka na ogół chodzi bez smyczy. Słucha się, chociaż męża bardziej. Ja ją zapinam jak widzę że idzie pies z którym się nie lubi. W bloku są 2 sunie które nie lubią się z moją i moja zawsze jest agresywna niezależnie czy jest na smyczy czy bez. Nasza kocha ludzi i dzieci, podbiega i każe się drapać. Nasza nie jest dużym psem, jest łagodna ale wiadomo rodzice boją się takich sytuacji kiedy widzą że pies biegnie. Zawsze wołam, że Ona nie gryzie i chce się bawić w tedy dzieciaki szaleją i się cieszą a Lulka jeszcze bardziej (taka nasza wygląda https://www.facebook.com/agata.pacholska/media_set?set=a.1612722719703.2075852.1285328315&type=3). Z jednej strony cieszymy się, że mamy takiego łagodnego psa ale z drugiej strony nie wiemy jak mamy ją odzwyczaić aby do obcych nie biegła i tak się nie cieszyła. Jak byliśmy teraz na wakacjach gdzie były domki to naszego psa nie było przy nas. Biegał bo całym terenie, wlatywał do domków ludzi. Na szczęście zawsze trafiają się ludzie którzy śmieszy takie zachowanie i ją lubią ale zdaję sobie sprawę z tego że nie każdy lubi psy. Chcielibyśmy ograniczyć takie zachowanie ale z drugiej strony nie chcemy aby stała się "psem zamkniętym w sobie". Możesz coś poradzić?
OdpowiedzUsuńNiestety jedyną metodą byłoby to, żeby napotkani ludzie, do których biegnie, ignorowali ją. Dopóki ludzie cieszą się na jej widok i ją głaszczą - dopóty będzie do ludzi podbiegać (bo przecież dostaje to, po co biegnie...) Jest to trudne, ale nie jest niemożliwe. Tyle tylko, że mało komu wystarcza zapału i konsekwencji. Nawet jeżeli będziesz mówić ludziom żeby nie głaskali Lulki, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: "Ja się nie boję psów" albo "mnie psy lubią" albo zwyczajnie uda, że Cię nie usłyszał. Najlepszą metodą (przynajmniej jak dotąd jedyną, która sprawdziła się wszystkim moim Klientom) jest wołanie żeby nie dotykać psa, bo można się zarazić chorobą skóry (są takie choroby, np. nużyca) Wtedy ludzie cofają ręce i nie dotykają psa. Istnieje wprawdzie ryzyko, że usłyszysz kilka ciepłych słów na temat Twojej odpowiedzialności, ale jak już odwołasz Lulkę (dasz jej smaka) i weźmiesz na smycz, to możesz ewentualnie wyjaśnić całą sytuację.
OdpowiedzUsuńJeżeli Lulka jest łasuchem, to można zabierać ją na spacery na głodniaka i mieć ze sobą cały przewidziany dla niej posiłek pochowany po kieszeniach. Kiedy zobaczy człowieka, ale ZANIM ruszy w jego stronę - odwołujesz psa, baaaardzo chwalisz i karmisz tak długo aż człowiek przejdzie. Niestety jeśli Lulka uwielbia ludzi, to może się to nie sprawdzić - możliwe, że będzie wolała pieszczoty od karmy
Witam. Mój Fado został znaleziony prawie rok temu. Błąkał się po mieście w opłakanym stanie. Ponieważ całe życie marzyłam o owczarku niemieckim, postanowiłam go przygarnąć. Nie miał wtedy roku. Dosyć szybko odnalazł się w nowym miejscu. Natomiast na spacerach nie słuchał mnie w ogóle, nie reagował na wołanie po spuszczeniu ze smyczy (pomimo tego nadal go spuszczałam), podbiegał do ludzi, zaglądał do toreb z zakupami. Jeśli chodziło o psy, bywało różnie. Z niektórymi chciał się witać, innych się bał kiedy na niego szczekały (niestety nie znam jego przeszłości, ma rozerwane ucho, więc podejrzewam że gryzł się z psami). Na smyczy chodził ładnie. Niestety, ludzie się go boją i to bardzo. Kiedy szłam chodnikiem z Fadem, uciekali wręcz od nas a zdarzało się że wybiegali na ulicę jeśli akurat szli z psem. Nie było nawet mowy o przywitaniu się piesków. Ogólna panika. Oczywiście bez przerwy słyszałam, że to skandal! bo taki duży pies powinien w kagańcu chodzić. W tej chwili Fado jest agresywny wobec psów. Z ludźmi jest różnie. Jednych toleruje, innych nie. Zdarza się że wyskoczy do przechodzącego obok człowieka. Goni rowery. Na spacerach spuszczam go ze smyczy, ale tylko wtedy kiedy nikogo nie ma. Jestem wtedy zestresowana, bo cały czas się rozglądam czy akurat nikt nie idzie. Kiedyś było fajnie, teraz spacery są dla mnie udręką.
OdpowiedzUsuń