sobota, 21 września 2013

kontakty psio-psie na smyczy

Spacerowaliśmy z Pikusiem i jeszcze jednym owczarkiem niemieckim, przygarniętym miesiąc temu. Na horyzoncie pojawił się Pan z yorkiem na smyczy. Złapałam Kumpla (wychodzę z założenia, że jeśli ktoś ma psa na smyczy – nie życzy sobie kontaktów z obcymi psami). Pozostałe 2 psy poszły się przywitać. Ku mojemu zdziwieniu, ale też ogromnej radości, opiekun yorka nie wziął swojego psa na ręce, nie panikował, tylko spokojnie stał i pozwolił na spotkanie. Puściłam więc Kumpla. Zdążył odbiec ode mnie na 2 kroki i wtedy owczarek i york zaczęły warczeć na siebie. Kumpel dobiegł do nich, a Pan odwrócił się, podnosząc do góry ręce – jego piesek pofrunął do góry, a więc Kumpel ruszył za nim. Pan zrobił tak ze 2 obroty, york w zawieszony w powietrzu jak na karuzeli i Kumpel, który zachowywał się jakby chciał go złapać. Oczywiście w trakcie lotu yorka zdążyłam dobiec i złapać swojego rozbawionego psa. Usłyszałam wtedy, że takiemu psu, to powinnam kaganiec zakładać. Powiedziałam oczywiście, że Kumpel tak się zachował dlatego, że york był w powietrzu, więc potraktował go jak zabawkę, że przepraszam itp.
Nie chcę jakoś przesadnie bronić swojego psa, bo wiem, że jego podchodzenie do psów jest niegrzeczne (z punktu widzenia psiej etykiety) i wygląda groźnie, ale przecież to nie mój pies zaczął warczeć. Po drugie jest niegroźny (ale o tym Pan nie mógł wiedzieć). Rozumiem, że Pan spanikował – jego york kontra 3 duże psy. Faktycznie niewesoło. Pytanie tylko, czy dobrze zareagował. Z jednej strony tak: ratował życie swojego psa. Z drugiej strony: czy fundowanie własnemu psu takiej karuzeli to dobry pomysł? Wątpię. Swoją drogą, psy mają zadziwiająco mocne szyje – gdyby tak założyć człowiekowi obrożę, wyrwać go do góry i zakręcić, to raczej by chyba nie przeżył.
Właśnie naszła mnie pewna myśl: super jest takie pisanie bloga. Bezpośrednio po zajściu, byłam zdania, że Pan postąpił głupio, bo jeśli będzie tak robił częściej – jego piesek zacznie kojarzyć zbliżanie się obcych psów z karuzelą i z lęku będzie na nie szczekał żeby je odstraszyć. Teraz jednak, kiedy to wszystko opisałam, dotarło do mnie, że Pan – w swoim przekonaniu – ratował swojemu psu życie. W takim razie lepsza już ta karuzela.
Nauczka dla mnie: muszę bardziej konsekwentnie trzymać się swojej zasady: jeśli widzę psa na smyczy – łapię Kumpla i nie pozwalam na kontakt.
Jeszcze 2 słowa dlaczego nie pozwalam na kontakt na smyczy: smycz często wzmacnia negatywne zachowania psa. Może to działać na 2 sposoby: jeżeli pies się boi spotkania z innym psem, to jeśli jest na smyczy, zwykle boi się jeszcze bardziej, bo wie, że nie ma możliwości ucieczki, a więc pozostaje mu tylko walka w obronie własnego życia, na którą przecież nie ma ochoty! Jeżeli z kolei pies dąży do konfrontacji z drugim psem – smycz dodaje mu pewności siebie – na drugim końcu ma bodyguarda, który w razie czego udzieli mu wsparcia.
Na koniec sytuacja z dzisiejszego szkolenia: w jednej z grup były 2 psy, które przez całe zajęcia szczekały, jak tylko znalazły się w miarę niedaleko siebie. Było to szkolenie posłuszeństwa, a w trakcie tych akurat zajęć psy nie mają przerw na zabawę. Tak się jakoś złożyło, że pod koniec treningu, jeden z psów (nazwijmy go Azor) pobiegł do drugiego (nazwijmy go Ciapek). Oba psy są podobnej wielkości. Ciapek był przerażony – ogon pod siebie, popiskuje i stara się odszczekiwać. Krzyknęłam do jego Pani żeby puściła smycz, ale była tak zaskoczona, że tego nie zrobiła. Podbiegłam i złapałam Azora. Wyjaśniłam pani Ciapka dlaczego w takiej chwili należy puścić smycz (pies ma szansę na ucieczkę lub swobodną obronę, gdyby okazało się, że drugi pies ma niecne zamiary. Czasem przecież nie znamy drugiego psa). Oczywiście sytuacja komplikuje się, jeśli jesteśmy niedaleko ulicy, ale zajęcia odbywają się na ogrodzonym placu, więc ryzyka wpadnięcia pod samochód nie było. Po chwili Azor ponownie zwiał swojej Pani. Tym razem druga Pani też puściła swojego psa. Ciapek, całkowicie przerażony, uciekał, Azor go gonił. Po chwili zatrzymały się. Ciapek się kulił, Azor wysyłał sygnały uspokajające. Poprosiłam żeby Pani nie łapały psów: Azor jest w stanie wytłumaczyć Ciapkowi, że nie ma złych zamiarów. My nie damy rady tego zrobić. Ciapek nadal się bał, ale jakby mniej. Znowu zaczął uciekać, Azor za nim. Ponownie się zatrzymały. Ciapek ruszył do swojej Pani po pomoc. Należało mu jej udzielić, więc złapałam Azora i odprowadziłam do Jego Pani. Po kilku minutach (oba psy w tym czasie były odprowadzone na bok żeby trochę ochłonąć) był już koniec zajęć. Pani Ciapka nie umiała mi odpowiedzieć jak zazwyczaj Jaj pies zachowuje w podobnych sytuacjach: okazało się, że Ciapek ma na spacerach kontakt tylko z małymi pieskami. Za pozwoleniem obu Pań, ponownie puściłyśmy psiaki. Niestety nie zrozumiałyśmy się: Ciapek miał być puszczony jako pierwszy. Chciałam zobaczyć czy będzie szukał kontaktu z Azorem. Obie Pani puściły psy i sytuacja się powtórzyła. Tyle, że Ciapek nie wyglądał już na tak przerażonego jak poprzednio. Pani Azora stała przy furtce – gdyby Ciapek przyszedł do niej po pomoc – miała wypuścić go poza teren. (Plac szkoleniowy jest na samym końcu ślepej uliczki, gdzie właściwie nigdy nie jeżdżą samochody, a jeżeli nawet, to nigdy nie dojeżdżają do końca. Poza tym jadą wolno, bo droga jest gruntowa.) Kiedy Ciapek przyszedł, Pani starała się najpierw zapiąć go na smycz. W tym czasie Azor został odwołany. Obie Panie chciały raz jeszcze puścić psy, więc po chwili Ciapek został puszczony, Azor był trzymany przez Panią. Stał spokojnie, nie szczekał, skoncentrowany na przewodniku. Ciapek położył się w pewnej odległości od swojej Pani i nie miał najmniejszego zamiaru się ruszyć. Był wyraźnie zmęczony, ale spokojny. Gdyby bardzo się bał, raczej należałoby się spodziewać, że będzie chciał wyjść poza teren (zasygnalizowałby to stając przy furtce), lub szukał pomocy u swojej Pani.

Za tydzień po zajęciach pewnie ponownie puścimy Ciapka i zobaczymy czy będzie szukał kontaktu z Azorem. Napiszę o tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz