Spacerowaliśmy z Pikusiem i jeszcze jednym owczarkiem niemieckim,
przygarniętym miesiąc temu. Na horyzoncie pojawił się Pan z yorkiem na smyczy.
Złapałam Kumpla (wychodzę z założenia, że jeśli ktoś ma psa na smyczy – nie życzy
sobie kontaktów z obcymi psami). Pozostałe 2 psy poszły się przywitać. Ku
mojemu zdziwieniu, ale też ogromnej radości, opiekun yorka nie wziął swojego
psa na ręce, nie panikował, tylko spokojnie stał i pozwolił na spotkanie.
Puściłam więc Kumpla. Zdążył odbiec ode mnie na 2 kroki i wtedy owczarek i york
zaczęły warczeć na siebie. Kumpel dobiegł do nich, a Pan odwrócił się,
podnosząc do góry ręce – jego piesek pofrunął do góry, a więc Kumpel ruszył za
nim. Pan zrobił tak ze 2 obroty, york w zawieszony w powietrzu jak na karuzeli
i Kumpel, który zachowywał się jakby chciał go złapać. Oczywiście w trakcie
lotu yorka zdążyłam dobiec i złapać swojego rozbawionego psa. Usłyszałam wtedy,
że takiemu psu, to powinnam kaganiec zakładać. Powiedziałam oczywiście, że
Kumpel tak się zachował dlatego, że york był w powietrzu, więc potraktował go
jak zabawkę, że przepraszam itp.
Nie chcę jakoś przesadnie bronić swojego psa, bo wiem, że
jego podchodzenie do psów jest niegrzeczne (z punktu widzenia psiej etykiety) i
wygląda groźnie, ale przecież to nie mój pies zaczął warczeć. Po drugie jest
niegroźny (ale o tym Pan nie mógł wiedzieć). Rozumiem, że Pan spanikował – jego
york kontra 3 duże psy. Faktycznie niewesoło. Pytanie tylko, czy dobrze
zareagował. Z jednej strony tak: ratował życie swojego psa. Z drugiej strony:
czy fundowanie własnemu psu takiej karuzeli to dobry pomysł? Wątpię. Swoją
drogą, psy mają zadziwiająco mocne szyje – gdyby tak założyć człowiekowi
obrożę, wyrwać go do góry i zakręcić, to raczej by chyba nie przeżył.
Właśnie naszła mnie pewna myśl: super jest takie pisanie
bloga. Bezpośrednio po zajściu, byłam zdania, że Pan postąpił głupio, bo jeśli
będzie tak robił częściej – jego piesek zacznie kojarzyć zbliżanie się obcych
psów z karuzelą i z lęku będzie na nie szczekał żeby je odstraszyć. Teraz
jednak, kiedy to wszystko opisałam, dotarło do mnie, że Pan – w swoim przekonaniu
– ratował swojemu psu życie. W takim razie lepsza już ta karuzela.
Nauczka dla mnie: muszę bardziej konsekwentnie trzymać się
swojej zasady: jeśli widzę psa na smyczy – łapię Kumpla i nie pozwalam na
kontakt.
Jeszcze 2 słowa dlaczego nie pozwalam na kontakt na smyczy:
smycz często wzmacnia negatywne zachowania psa. Może to działać na 2 sposoby:
jeżeli pies się boi spotkania z innym psem, to jeśli jest na smyczy, zwykle boi
się jeszcze bardziej, bo wie, że nie ma możliwości ucieczki, a więc pozostaje
mu tylko walka w obronie własnego życia, na którą przecież nie ma ochoty!
Jeżeli z kolei pies dąży do konfrontacji z drugim psem – smycz dodaje mu
pewności siebie – na drugim końcu ma bodyguarda, który w razie czego udzieli mu
wsparcia.
Na koniec sytuacja z dzisiejszego szkolenia: w jednej z grup
były 2 psy, które przez całe zajęcia szczekały, jak tylko znalazły się w miarę
niedaleko siebie. Było to szkolenie posłuszeństwa, a w trakcie tych akurat zajęć
psy nie mają przerw na zabawę. Tak się jakoś złożyło, że pod koniec treningu, jeden
z psów (nazwijmy go Azor) pobiegł do drugiego (nazwijmy go Ciapek). Oba psy są
podobnej wielkości. Ciapek był przerażony – ogon pod siebie, popiskuje i stara się
odszczekiwać. Krzyknęłam do jego Pani żeby puściła smycz, ale była tak
zaskoczona, że tego nie zrobiła. Podbiegłam i złapałam Azora. Wyjaśniłam pani
Ciapka dlaczego w takiej chwili należy puścić smycz (pies ma szansę na ucieczkę
lub swobodną obronę, gdyby okazało się, że drugi pies ma niecne zamiary. Czasem
przecież nie znamy drugiego psa). Oczywiście sytuacja komplikuje się, jeśli
jesteśmy niedaleko ulicy, ale zajęcia odbywają się na ogrodzonym placu, więc
ryzyka wpadnięcia pod samochód nie było. Po chwili Azor ponownie zwiał swojej
Pani. Tym razem druga Pani też puściła swojego psa. Ciapek, całkowicie
przerażony, uciekał, Azor go gonił. Po chwili zatrzymały się. Ciapek się kulił,
Azor wysyłał sygnały uspokajające. Poprosiłam żeby Pani nie łapały psów: Azor
jest w stanie wytłumaczyć Ciapkowi, że nie ma złych zamiarów. My nie damy rady
tego zrobić. Ciapek nadal się bał, ale jakby mniej. Znowu zaczął uciekać, Azor
za nim. Ponownie się zatrzymały. Ciapek ruszył do swojej Pani po pomoc.
Należało mu jej udzielić, więc złapałam Azora i odprowadziłam do Jego Pani. Po kilku
minutach (oba psy w tym czasie były odprowadzone na bok żeby trochę ochłonąć)
był już koniec zajęć. Pani Ciapka nie umiała mi odpowiedzieć jak zazwyczaj Jaj
pies zachowuje w podobnych sytuacjach: okazało się, że Ciapek ma na spacerach kontakt
tylko z małymi pieskami. Za pozwoleniem obu Pań, ponownie puściłyśmy psiaki.
Niestety nie zrozumiałyśmy się: Ciapek miał być puszczony jako pierwszy.
Chciałam zobaczyć czy będzie szukał kontaktu z Azorem. Obie Pani puściły psy i
sytuacja się powtórzyła. Tyle, że Ciapek nie wyglądał już na tak przerażonego
jak poprzednio. Pani Azora stała przy furtce – gdyby Ciapek przyszedł do niej
po pomoc – miała wypuścić go poza teren. (Plac szkoleniowy jest na samym końcu
ślepej uliczki, gdzie właściwie nigdy nie jeżdżą samochody, a jeżeli nawet, to
nigdy nie dojeżdżają do końca. Poza tym jadą wolno, bo droga jest gruntowa.)
Kiedy Ciapek przyszedł, Pani starała się najpierw zapiąć go na smycz. W tym
czasie Azor został odwołany. Obie Panie chciały raz jeszcze puścić psy, więc po
chwili Ciapek został puszczony, Azor był trzymany przez Panią. Stał spokojnie,
nie szczekał, skoncentrowany na przewodniku. Ciapek położył się w pewnej
odległości od swojej Pani i nie miał najmniejszego zamiaru się ruszyć. Był
wyraźnie zmęczony, ale spokojny. Gdyby bardzo się bał, raczej należałoby się
spodziewać, że będzie chciał wyjść poza teren (zasygnalizowałby to stając przy
furtce), lub szukał pomocy u swojej Pani.
Za tydzień po zajęciach pewnie ponownie puścimy Ciapka i
zobaczymy czy będzie szukał kontaktu z Azorem. Napiszę o tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz