Za bardzo lubię pisać, żeby ograniczać się do co drugiego dnia. Postaram się codziennie coś napisać. Proszę o wyrozumiałość jeśli od czasu do czasu będą się zdarzały dni bez posta. Mam nadzieję, że nie będą się zdarzały częściej niż 1-2 razy w tygodniu.
Dzisiaj chciałam Wam napisać trochę o psim przedszkolu.
Zanim otworzyłam swoją działalność (Zaczynałam od zajęć
psiego przedszkola. Za terapie zachowań oraz szkolenie psów dorosłych zabrałam się dopiero po zakończeniu kursu COAPE), starałam się zobaczyć jak najwięcej
zajęć prowadzonych przez doświadczonych instruktorów szkolenia psów.
Muszę powiedzieć, że byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Po odwiedzeniu kilku ośrodków byłam pewna, że poprowadzę zajęcia znacznie lepiej. Dodam, że wtedy szkolenie pozytywne nie było tak rozpowszechnione jak teraz.
W jednej ze szkół, na zajęciach psiego przedszkola pojawiły
się 22 psy w różnym wieku – od kilku tygodni do kilku miesięcy. Różnej
wielkości. Na początku wyjaśniono, że psie przedszkole, to przede wszystkim
socjalizacja. Dlatego wszyscy mieli spuścić psy ze smyczy i iść na wspólny
spacer. Miejsce było bardzo dobrze wybrane – z dala od ulic i domów. Psy miały
się ze sobą dogadywać, bawić się, wąchać. Co jakiś czas były robione
przystanki, w czasie których szkoleniowiec pokazywał jak uczyć poszczególnych
komend. Zajęcia te nie stanowiły jakiegoś większego kursu – każdy mógł
przyjeżdżać w wybrane przez siebie weekendy.
Wygląda fajnie. Formuła była bardzo wygodna: jeśli komuś nie
pasował jakiś weekend, to przyjeżdżał na kolejny. Każdorazowo płaciło się za 1
spotkanie.
Dlaczego uważam, że coś tu nie gra? Przede wszystkim
dlatego, że przy takiej ilości psów nie jest możliwe żeby 1 osoba widziała
wszystko co się dzieje między psami. Tym bardziej jeśli prowadzi orszak, a więc
psy i kursantów ma za plecami.
Zgadzam się, że zabawa szczeniaków jest bardzo ważna – uczą
się wtedy wysyłania i odbierania sygnałów uspokajających, inhibicji gryzienia
(czyli kontroli siły gryzienia). Tyle tylko, że ktoś powinien nad tym panować.
Szczeniaki dopiero się uczą. Jeśli w grupie znajdzie się pies, któremu sprawia
przyjemność dręczenie innych (rzadko, ale się zdarza. Ja do tej pory trafiłam
na 2 takie szczeniaki) i znajdzie sobie kozła ofiarnego, a więc najczęściej
szczeniaka wziętego z marnej hodowli, który ma problemy w kontaktach z innymi
psami, to co się zdarzy? Jeśli nikt nie będzie ingerował w ich relacje, to u
obu szczeniąt problem się nasili: dręczyciel będzie coraz bardziej napastliwy,
a lękliwy będzie na kolejnych zajęciach coraz bardziej przerażony kontaktami z
innymi psami – utwierdzi się w przekonaniu, że naprawdę jest się czego bać.
Dodać tutaj należy, że dręczyciel kiedyś podrośnie i dalej będzie w kontaktach
z psami zbyt obcesowy i brutalny (nie chcę tutaj powiedzieć, że będzie kaleczył
inne psy, ale że będzie je straszył, nie będzie respektował sygnałów
uspokajających). Szczeniaki mają u dorosłych psów taryfę ulgową, więc póki
będzie młody, prawdopodobnie nie będzie większych problemów. Kiedy dorośnie,
inne psy nie będą go traktowały jak nieokrzesanego młokosa i w końcu trafi się
taki, który pokaże psiakowi, że przesadza. Takie spotkanie może się skończyć
różnie.
- Nasz dręczyciel zauważy,
że przesadził i podda się (jeżeli jeszcze będzie z wczesnego dzieciństwa
pamiętał jak się to robi). Wtedy drugi pies da mu spokój. Co dalej:
- dręczyciel „odbije sobie”
porażkę na kolejnym napotkanym psie
- nauczy się, że nie z każdym się
wygrywa. Być może będzie unikał niektórych psów (np. większych od siebie).
- Żaden z psów nie będzie
chciał odpuścić i wtedy będą się siłować na poważnie. Jeden z nich będzie
musiał wygrać (najprawdopodobniej bez robienia krzywdy drugiemu). Jeśli
nasz bohater wygra – utwierdzi się w przekonaniu, że nikt mu nie
podskoczy. Jeśli przegra – patrz punkt pierwszy.
Gorzej, jeśli wmieszają się do
tego opiekunowie (a zazwyczaj tak właśnie się dzieje). Wtedy zwiększa się
ryzyko rozlewu krwi. Poza tym, psy zapamiętają, że nie rozstrzygnęły ostatecznie,
który z nich jest silniejszy. Przy kolejnych spotkaniach będą chciały dokończyć
pojedynek, a więc już zawsze opiekunowie będą musieli mijać się z daleka. Jeśli
dojdzie do ponownego spotkania – może być jeszcze ostrzej – psy będą wiedziały,
że mają mało czasu na załatwienie sprawy. Wtedy mogą się w nerwach pokaleczyć.
Każdy z opiekunów zwątpi w
łagodność swojego podopiecznego. Może obawiać się puszczania go bez smyczy lub
bardzo ograniczać kontakty z innymi psami. Do czego to może doprowadzić, już
pisałam.
A wyglądało tak niewinnie, prawda?
Jutro napiszę co widziałam w innym ośrodku szkoleniowym.
Pozdrawiam
A co w przypadku, kiedy dwa psy nigdy nie miały ze sobą styczności a od samego początku są agresywne w stosunku do siebie? U nas w bloku jest sunia, której Lulka nie toleruje. Jak widzi przez okno to dostaje szału, szczeka, rzuca się (przez szybę) a jak tylko ją zobaczy lub wyczuje przed blokiem to sjest agresja. Tamta tak samo. Zawsze moja jest na smyczy bo raczej kiepsko by to się skończyło jakby zaczęły się szarpać. Natomiast w bloku obok jest starsza sunia (podobna do owczarka), tamta zawsze chodzi na smyczy i idzie przy nodze. Ani razu na moją nie warknęła, nie szczeknęła, zero kontaktu i zainteresowania a od samego początku moja jak ją widzi to też zaczyna wariować. Jak tylko widzę Panią że wychodzi to zapinam na smycz. Pani ma stałe godziny wychodzenia i kiedyś wyszła wcześniej a my przechodziłyśmy obok klatki to moja rzuciła się na nią, zaczęła szczekać i ujadać (nie ugryzła) ale agresja była. Jeszcze jest jedna sunia u nas w bloku, gdzie moja tak samo się zachowuje, jak widzi dostaje furii. Kiedyś tamta na samym początku podskoczyła do mojej i od tego czasu moja jej nie lubi, doszło do tego, że przed wyjściem z klatki rozglądam się czy nie mam jej na podwórku bo już kilka razy doszło do tego że zaczęły się gryźć (moja ją zobaczyła i od razu do niej podleciała), tamta po chwili uciekła przegrana. W tym przypadku rozumiem że moja może jej się boi dlatego tak reaguje ale dlaczego w 2 pierwszych przypadkach jest taka agresja?
OdpowiedzUsuńNa to pytanie nie umiem odpowiedzieć - potrzebna byłaby dłuższa rozmowa. Możliwe, że Lulka miała jakieś złe doświadczenie z 1 psem i z jakiegoś względu lęk zgeneralizował się (rozszerzył) na inne psy, które np. są podobnej wielkości / rasy / koloru / podobnie pachną / podobnie się zachowują. Mailowo raczej do tego nie dojdziemy. Jeżeli chcecie szukać odpowiedzi na to pytanie - sugeruję konsultację z zoopsychologiem / behawiorystą, który przyjedzie do Was na konsultację.
OdpowiedzUsuń