Trafiło do mnie na konsultację kilka psów z problemem
agresji, nabytej w trakcie szkolenia. Opiekunowie nie widzieli tego, ale kiedy
pytałam, kiedy pies chodził na szkolenie oraz kiedy zaczęły się problemy,
okazywało się, że agresja zaczynała się w okresie szkolenia, a później już
tylko narastała. Pytałam o sposób szkolenia i każdorazowo okazywało się, że
było ono prowadzone tzw. metodami tradycyjnymi, czyli przy częstym używaniu „korekty”
(czytaj: szarpania psa, kiedy robi coś „źle”). Często szkolenia te były
prowadzone przez instruktorów z wieloletnim doświadczeniem, więc kursanci mieli
do szkoleniowca pełne zaufanie.
Jak to się stało, że psy w trakcie szkolenia uczyły się
zachowań agresywnych? Działało to na podobnej zasadzie, co powstawanie tzw.
agresji smyczowej, o której już pisałam. Kiedy w trakcie szkolenia pies chciał
podejść do innego ćwiczącego, otrzymywał korektę z komendą „równaj”. Jeśli to
nie pomagało, instruktor sugerował kolczatkę. Pies uczył się, że potencjalny
kontakt z innym psem, oznacza ból. Ponieważ kursanci mieli ćwiczyć chodzenie
przy nodze też w trakcie spacerów (oczywiście również stosując korektę), uczyli
psa agresji smyczowej.
Ostatnio weszłam na jedno z owczarkowych for internetowych.
Zajrzałam do zakładki dot. szkolenia i poczytałam o polecanych ośrodkach
szkolenia psów. Ręce mi opadły. Oczywiście nie znam wszystkich szkół, o których
pisano, ale z tych, które znam, niemal wszystkie oparte są na szkoleniu
siłowym. Wpisy dot. tzw. pozytywnych metod szkolenia były zdecydowanie
negatywne. Większość osób pisała, że to bzdura, wyłudzanie pieniędzy, piękne
hasła i zero efektów.
Ktoś napisał, że był na stronie polecanej przez innego
forumowicza i na pewno nie pójdzie do tej szkoły, bo prowadzący nie może się
pochwalić żadnymi sukcesami na konkursach szkolenia psów.
Z jednej strony: rozumiem to. Medal na zawodach oznacza, że
instruktor potrafił świetnie wyszkolić swojego psa. Może jestem dziwna, ale dla
mnie nie jest to argument wystarczający. Dla mnie istotniejsze są metody niż
efekty. Niewolnictwo też było bardzo efektywne, a jednak ludzkość z niego
zrezygnowała, prawda?
Poza tym, pies wygrywający konkurs posłuszeństwa wcale nie
musi być psem, o którym marzę. Osobiście, wolę mieć psa mniej posłusznego, ale
szczęśliwego i bezkonfliktowego. To, że pies wygrywa konkursy posłuszeństwa
oznacza, że nad nim panuję, ale nie wyklucza agresji do innych psów.
Weźmy przykład jednego z psów, grających rolę serialowego
Alexa. Z całą pewnością jest to pies bardzo dobrze wyszkolony. Niestety ma
problem z agresją w stosunku do innych psów. (Jeden z moich Klientów opowiadał,
że serialowy Alex rzucił się na jego psa. Wołanie go nic nie dało i trzeba było
psy rozdzielić). To ja już wolę żeby Kumpel nie znał tylu sztuczek, nie umiał
chodzić idealnie przy nodze, jeżeli miałoby to być okupione tym, że jest
agresywny w stosunku do innych psów. Oczywiście, najlepiej by było gdyby był
świetnie wyszkolony i przyjazny. Absolutnie nie chcę powiedzieć, że jedno z
drugim się wyklucza! Uważam jedynie, że metody szkoleniowe są bardzo ważne, a
źle dobrane, mogą u niektórych psów (na szczęście nie u wszystkich), powodować
zachowania agresywne.
Zastanawia mnie, dlaczego tak wielu opiekunów owczarków
niemieckich wybiera tradycyjne metody szkolenia. Może kojarzy się ono ze
szkoleniem psa dla służb mundurowych, a te z kolei kojarzą się z wysoką
skutecznością szkolenia?
Tutaj warto dodać, że w niektórych krajach kolczatka jest
zakazana i wszystkie psy szkolone są wyłącznie metodami pozytywnymi. Efekty są.
Mam nadzieję, że i u nas kiedyś tak będzie. Chciałabym dożyć takich czasów…
Bardzo się cieszę za każdym razem, kiedy t
rafia do mnie na
szkolenie owczarek niemiecki. Są to cudowne, bardzo chętne do współpracy psy.
Szkolę pozytywnie, więc moją szkołę wybierają ludzie, dla których ważny jest
komfort psychiczny psa.
Jest jeszcze jeden element całej tej układanki: owczarki niemieckie często są kupowane, jako psy do stróżowania, ale o tym, z czym się to wiąże - napiszę jutro.
Czytam i jestem przerażona...jak można tak szkolić psa. My chodziliśmy do Szkoły KAMIGA w Warszawie i tam było super, zero przemocy i szarpania. Nie było kolczatek. U nie których średnich psów widzę kolczatki i potem jak rozmawiam z właścicielami to właśnie mówią że pies nie szarpie się na smyczy bo jak mieli zwykłe obroże/szelki to nie mógł sobie poradzić. Ale tak jest jak osoba która się nie zna idzie na szkolenie i ufa prowadzącemu.
OdpowiedzUsuńSą psy, którym wystarczy założyć kolczatkę i idzie perfekcyjnie na smyczy. Raz szarpnie, zaboli i wie, że więcej szarpać nie może. Niestety większość psów przyzwyczaja się do bólu i ciągnie mimo kolczatki. Znam psa, któremu założono kolczatkę i pociągnął jeden jedyny raz. Potem przez kilka dni chodził na spacery w kolczatce (tylko na czas dojścia do terenu, na którym był puszczany luzem). Następnie przewodnik wrócił do obroży. Zdarzało się, że pies szarpnął, ale generalnie chodził już na smyczy znacznie łatwiej niż przedtem. Może warto proponować ludziom, o których napisałaś, żeby zrobili test i spróbowali wrócić do obroży? Być może ich psy też załapały o co chodzi.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że bardzo podoba mi się zasłyszana na jednym z seminariów opinia, że karą można nazywać bodziec awersyjny, który zmienia zachowanie z niepożądanego na pożądane / eliminuje zachowanie niepożądane. Jeśli dany bodziec (kara), nie przynosi efektu, jest to zwyczajne znęcanie się. W pełni się z tym zgadzam.