Na porannym spacerze spotkaliśmy Pikusia. Psy nawet trochę
się bawiły, co rzadko im się zdarza. W pewnym momencie Kumpel położył łapę na
grzbiecie kolegi. To był – w jego rozumieniu – element zabawy. Niestety trafił
na psa, który bardzo tego nie lubi. Pikuś zareagował bardzo ostro. Mój psiak
nie bardzo miał wyjście i zaczął się bronić. Bardzo żałuję, że nie miałam
aparatu w ręce – bardzo chętnie bym Wam pokazała ich starcie. Wyglądało
naprawdę groźnie, jakby miały się zaraz pozagryzać. Warczenie, zęby na wierzchu
i w ogóle. Pikuś atakował gardło, ale Kumpel jest sporo większy, więc szybko
powalił przeciwnika, który nadal się bronił. Prawdopodobnie większość osób,
które by to widziało, pomyślałoby, że zaraz z Pikusia zostaną strzępy. Nic
podobnego. Kiedy wreszcie dotarło do niego, że nie ma szans – przestał się
bronić. Kumpel nie pastwił się nad nim, jak to robią niektóre psy (stoją
jeszcze chwilę nad pokonanym i nie pozwalają wstać, czasem trzymają pysk tuż przy
szyi leżącego psa), tylko od razu się odsunął. Pikuś wstał i poszedł do swojej
Pani. Przez kilka minut psy taktownie się omijały, ale później coraz częściej
szły tuż obok siebie. Konflikt zażegnany, nikt nie ma do drugiego pretensji.
Fajnie by było gdybyśmy my – ludzie, też tak potrafili J
Do drugiego „starcia” doszło na popołudniowym spacerze.
Szliśmy sobie parkiem, kiedy na sąsiedniej ścieżce pojawił się pies w typie
doga niemieckiego, a więc większy od Kumpla. Bardzo się ucieszyłam, bo duży pies
oznacza szansę na zabawę. Tym bardziej, że pies nie był na smyczy J
Pani zaczęła przywoływać swoją sukę, a ja zawołałam, że mój pies nie jest
groźny. Pani odkrzyknęła, że jak to nie suka, to w porządku i przestała
przywoływać swoją podopieczną. Odkrzyknęłam jeszcze, że mój pies to kastrat,
ale tego Pani chyba nie usłyszała. Kumpel podszedł do suki (nazwijmy ją Sonia),
której wyraźnie się to nie podobało – stała cała spięta, bez ruchu. Jej Pani ucieszyła
się, że jej Sonia wreszcie boi się jakiegoś psa. Kumpel podszedł, machając
ogonem i kiedy zaczął ją obwąchiwać – suka rzuciła się na niego. Mój pies
zaczął uciekać, z podkulonym ogonem, a Sonia za nim, skubiąc go po tyłku.
Przerażona Pani zaczęła wołać sukę, a ja mówiłam żeby dała spokój, bo psy się
same dogadają. Po kolejnym rozpaczliwym okrzyku swojej Pani, Sonia zawróciła, a
Kumpel podbiegł do mnie. Na szczęście Pani nie ukarała swojej suni –
powiedziała jej tylko łagodnym głosem, że jest wstrętną babą. Zapytała czy mój
pies jest kastrowany. Okazało się, że Sonia nie lubi kastratów. Usłyszałam, że
Pani bardzo przeprasza, a ja – oczywiście – odpowiedziałam, że nie ma za co, bo
przecież nic się nie stało, a Sonia nie ma obowiązku lubić wszystkich psów.
Wiecie co? Znacznie lepiej znoszę, kiedy Kumpel przegrywa. W
obu sytuacjach wiedziałam przecież, że nic się nie stanie, ale i tak byłam
znacznie spokojniejsza, kiedy mój pies uciekał, „podgryzany” przez Sonię, niż
kiedy starł się z Pikusiem. Trudno powiedzieć, dlaczego. Jednak jakiś cień
obawy nadal mi widocznie towarzyszy. Więcej zaufania do własnego psa, pani
Natalio ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz