czwartek, 3 października 2013

dzisiejsze "starcia" Kumpla

Na porannym spacerze spotkaliśmy Pikusia. Psy nawet trochę się bawiły, co rzadko im się zdarza. W pewnym momencie Kumpel położył łapę na grzbiecie kolegi. To był – w jego rozumieniu – element zabawy. Niestety trafił na psa, który bardzo tego nie lubi. Pikuś zareagował bardzo ostro. Mój psiak nie bardzo miał wyjście i zaczął się bronić. Bardzo żałuję, że nie miałam aparatu w ręce – bardzo chętnie bym Wam pokazała ich starcie. Wyglądało naprawdę groźnie, jakby miały się zaraz pozagryzać. Warczenie, zęby na wierzchu i w ogóle. Pikuś atakował gardło, ale Kumpel jest sporo większy, więc szybko powalił przeciwnika, który nadal się bronił. Prawdopodobnie większość osób, które by to widziało, pomyślałoby, że zaraz z Pikusia zostaną strzępy. Nic podobnego. Kiedy wreszcie dotarło do niego, że nie ma szans – przestał się bronić. Kumpel nie pastwił się nad nim, jak to robią niektóre psy (stoją jeszcze chwilę nad pokonanym i nie pozwalają wstać, czasem trzymają pysk tuż przy szyi leżącego psa), tylko od razu się odsunął. Pikuś wstał i poszedł do swojej Pani. Przez kilka minut psy taktownie się omijały, ale później coraz częściej szły tuż obok siebie. Konflikt zażegnany, nikt nie ma do drugiego pretensji. Fajnie by było gdybyśmy my – ludzie, też tak potrafili J
Do drugiego „starcia” doszło na popołudniowym spacerze. Szliśmy sobie parkiem, kiedy na sąsiedniej ścieżce pojawił się pies w typie doga niemieckiego, a więc większy od Kumpla. Bardzo się ucieszyłam, bo duży pies oznacza szansę na zabawę. Tym bardziej, że pies nie był na smyczy J Pani zaczęła przywoływać swoją sukę, a ja zawołałam, że mój pies nie jest groźny. Pani odkrzyknęła, że jak to nie suka, to w porządku i przestała przywoływać swoją podopieczną. Odkrzyknęłam jeszcze, że mój pies to kastrat, ale tego Pani chyba nie usłyszała. Kumpel podszedł do suki (nazwijmy ją Sonia), której wyraźnie się to nie podobało – stała cała spięta, bez ruchu. Jej Pani ucieszyła się, że jej Sonia wreszcie boi się jakiegoś psa. Kumpel podszedł, machając ogonem i kiedy zaczął ją obwąchiwać – suka rzuciła się na niego. Mój pies zaczął uciekać, z podkulonym ogonem, a Sonia za nim, skubiąc go po tyłku. Przerażona Pani zaczęła wołać sukę, a ja mówiłam żeby dała spokój, bo psy się same dogadają. Po kolejnym rozpaczliwym okrzyku swojej Pani, Sonia zawróciła, a Kumpel podbiegł do mnie. Na szczęście Pani nie ukarała swojej suni – powiedziała jej tylko łagodnym głosem, że jest wstrętną babą. Zapytała czy mój pies jest kastrowany. Okazało się, że Sonia nie lubi kastratów. Usłyszałam, że Pani bardzo przeprasza, a ja – oczywiście – odpowiedziałam, że nie ma za co, bo przecież nic się nie stało, a Sonia nie ma obowiązku lubić wszystkich psów.

Wiecie co? Znacznie lepiej znoszę, kiedy Kumpel przegrywa. W obu sytuacjach wiedziałam przecież, że nic się nie stanie, ale i tak byłam znacznie spokojniejsza, kiedy mój pies uciekał, „podgryzany” przez Sonię, niż kiedy starł się z Pikusiem. Trudno powiedzieć, dlaczego. Jednak jakiś cień obawy nadal mi widocznie towarzyszy. Więcej zaufania do własnego psa, pani Natalio ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz