Byliśmy dzisiaj całą rodziną na pięknym, jesiennym spacerze.
Spotkaliśmy Panią z chińskim grzywaczem. Zapięłam Kumpla na
smycz, a widząc to, pani wzięła swojego pieska na ręce. Powiedziałam, że mój
psiak jest łagodny i złapałam go tylko dlatego, że jej piesek pewnie by się
bał. Pani powiedziała, że jej grzywacz by się nie bał i postawiła mikropieska
na ziemi. Kumpel podszedł, a maluch schował ogon między nogi i wszystko wskazywało
na to, że jest przerażony. Zrobiło mi się miło, że Pani zaufała moim słowom,
Kumplowi i dała możliwość swojemu psiakowi na kontakt z dużym psem.
Przechodziliśmy obok stromej górki, na którą moje dzieci
postanowiły się wdrapać. Ja z Kumplem zostaliśmy na ścieżce, a chłopcy z tatą
gramolili się na górę. W naszą stronę szła Pani z psem na smyczy. Podeszłam do
leżącego na ścieżce Kumpla i zaczęłam go głaskać. Pani powiedziała, że jej pies
jest łagodny, odpowiedziałam, że mój też. Kiedy nas mijała, jej husky
podskoczył, warcząc, w naszym kierunku. Kumpel wtedy podskoczył na 4 łapy i też
zawarczał. Pani odeszła.
Nie do końca wiem, co o tym myśleć, bo nie znam przecież tamtego
psa, ale coś mi mówi, że gdyby husky był puszczony luzem, nasze psy grzecznie
by się przywitały, a może nawet pobawiły chwilkę. Obawiam się, że Panią niemile
zaskoczyło zachowanie jej psa i następnym razem skróci smycz. Wtedy tym
bardziej jej pies będzie warczał. Zmniejszy to jego szansę na bieganie bez
smyczy, co zwiększy poziom frustracji i zwiększy ryzyko, że na kolejne
napotkane czworonogi, pies zareaguje warczeniem. Oby nasze spotkanie nie było
początkiem błędnego koła agresji smyczowej, o której już pisałam…
Pod koniec spaceru, spotkaliśmy parę z amstaffem w szelkach
i na smyczy. Z uwagi na smycz u obcego psa, złapałam Kumpla i na luźnej smyczy
szliśmy drogą. Para siedziała na ławce, ich pies, na widok naszego – wstał.
Kumpel, machając ogonem zaczął podchodzić do Amstaffa. Pani powiedziała: „niech
go pani lepiej trzyma”. Zabrzmiało to złowrogo. Nie musiałam nic robić, bo
Kumpel sam zmienił kierunek i odszedł. Widocznie wyczuł, że spotkany pies nie
ma ochoty na bliższy kontakt. Wtedy Pan zaczął się śmiać i z przekąsem
powiedział: „Dlaczego? Macha ogonem, może chce się pobawić?” Pies faktycznie
poruszał ogonem, ale raczej nie wyglądał, jakby chciał się bawić, cały był
spięty. Mężczyzna wiedział o tym. Oboje wyglądali na zadowolonych, że mają
takiego groźnego psa.
Na końcu języka miałam pytanie: dlaczego, skoro wiedzą, że
ich pies może stanowić zagrożenie dla innych, nie zakładają mu kagańca. Nie zapytałam,
bo wiem jak bardzo mój mąż nie lubi, kiedy wchodzę w tego rodzaju rozmowy.
Nie rozumiem ludzi, których cieszy, że mają agresywnego /
niebezpiecznego psa. Jak dla mnie, nie jest to dobre ani dla nich, ani dla psa.
Osobiście, nie mam żadnej przyjemności ze spaceru z psem na smyczy. Dla psa też
jest to umiarkowana przyjemność. Oczywiście każdy spacer jest cenny, ale
bieganie luzem daje znacznie więcej frajdy niż chodzenie na smyczy…
Dodam jeszcze, że gdyby jakiś mały piesek podbiegł do
amstaffa, który złapałby go za kark, powodując śmierć na miejscu,
prawdopodobnie opiekunowie agresora nie byliby pociągnięci do
odpowiedzialności, bo przecież mieli psa na smyczy, a drugi psiak biegał luzem.
Oczywiście jest to bardzo mało prawdopodobny scenariusz, bo pies musi naprawdę
mieć nierówno pod sufitem żeby zrobić innemu psu krzywdę bez wyraźnego powodu,
ale przy bardzo silnej frustracji mogłoby się to zdarzyć. Na zdrowy rozsądek
pachnie tu bzdurą. Winnymi tragedii byliby wtedy opiekunowie przyjaźnie
nastawionego do świata psa, a nie nieodpowiedzialni właściciele agresora.
Dziwny jest ten świat.
Ach ludzie są różni i w moim przypadku jak tak mijam ludzi z moim Niko to stwierdzenie ze co drugi jest debilem niestety sie sprawdza. Nie ma co sie przejmowac, wazne ze spacerek jesienny byl, bo to pewnie juz ostatki takiej fajnej pogody :)
OdpowiedzUsuńU moich rodziców na osiedlu mieszka babka która ma Amstaffkę. Dobrze wie, że jej suka z psami moich rodziców się nie lubią. Psy rodziców to jamniczka (ok 8 lat) i kundelka wielkości pinczera (ok 3 lat). Ta młodsza na wszystko szczeka, ludzie, zwierzęta, liście. Kobieta jak widzi że idą psy to swoją amstaffkę specjalnie popuszcza aby zobaczyć jaka będzie reakcja albo specjalnie podchodzi bliżej. Już dwa razy amstaffka rzuciła się na jamniczkę, przegryzając jej skórę na szyi. Za pierwszym razem psy były na smyczy a ona popuściła smycz a potem udawała że odciąga swoją. Skończyło się na drenie i jeżdżenie codziennie na antybiotyk i jeszcze miała pretensje, że psy nie są wychowane bo się rzucają a były na krótkiej smyczy. 2 tyg temu znowu się rzuciła. Kobieta wychodziła z garażu a moja siostea wyszła z psami na podwórko, bez smyczy. Psy jak zobaczyły to podbiegły do parkanu i szczekały a kobieta zamiast odejść, odciągnąć psa to popuściła smycz i znowu suka złapała jamniczkę rozcinając jej skórę na szyj i znowu weterynarz, stres. I znowu kobieta miała pretensje do siostry bo to jej wina. Za każdym razem jak ktoś wychodzi z psami i baba idzie to proszą aby odeszła albo psa wzięła krócej wzięła a ona ma to gdzieś bo jej pies jest łagodny...Już nie raz mój tata słał obelgi na kobietę a ona ma to gdzieś...tata był na policji to skomentowali że amstaff nie jest na liście psów agresywnych...Jestem ciekawa co musi się stać aby ta baba dostała nauczkę....
OdpowiedzUsuńNatalia, mam problem z Lulką. Zaczęła mi wyjadać rożne rzeczy z trawników. Wchodzi w krzaki i szuka. Komenda "FE" nie działa, udaje że nie słucha i robi swoje. Wydaje mi się, że zeszło to się z momentem od kiedy jest Nodi. Wprowadziliśmy 2 miski i jedzenie 2x dziennie. Chyba to nie z głodu? Bo nie zjada do końca z miski a jeszcze podbiera Nodiemu. Denerwuję się bo w końcu zje trutkę jakąś...Nawet nasz sąsiad powiedział ostatnio że jest strasznie wycofana, na spacerze chodzi sobie gdzie chce, jak jest przy nas to idzie za nami, no jest taka smutna. Cały czas poświęcamy jej tyle samo uwagi co zawsze. Mam nadzieję, że nie popełniliśmy błędu w wiecem Nodiego, chcieliśmy dobrze. W domu się dogadują w miarę, śpią razem.
Co do kobiety z amstaffką, to tak jak pisałam: jeśli jamniczka była luzem, a amstaffka na smyczy - raczej nie da rady nic z tym zrobić. Jeśli oba psy są na smyczy i jeden uszkodzi drugiego (nie życzę z całego serca kolejnego takiego zdarzenia), to można dzwonić na policję. Jeśli rozłożą ręce i nie będą chcieli nic zrobić, to można powiedzieć, że chcecie iść do sądu (uszkodzenie mienia) i potrzebujecie protokół ze zdarzenia. Może kobieta się przestraszy. Jak będziesz miała chwilę, to możesz poszukać odpowiedniego paragrafu - szukaj uszkodzenia mienia. Następnym razem jak babę bez psów spotka Twój Tata, może jej powiedzieć, że jest na to paragraf i następnym razem nie zawaha się wezwać policji. Może baba weźmie to pod uwagę...
OdpowiedzUsuńCo do Lulki, to niestety wyjadanie świństw na dworze może być objawem stresu. Niestety Nodi może być czynnikiem stresującym. Zapewniliście Lulce jakiś azyl? Ja na odległość nie mam jak Ci skutecznie pomóc. Jeśli chcesz fachowej konsultacji, to wezwij Kaśkę Bargiełowską. Powiedz, że masz namiar ode mnie (Natalia Matusiak, Szkoła Baron - Łódź).
Lulka ma swój azyl, kanapa. Jak leży czy śpi to zawsze Nodiego odganiam od niej albo siadam pomiędzy nimi i obydwa głaszczę. Teraz Lulka sobie śpi smacznie. Zjadła kolację. A Nodi też położył się obok (nie dotyka jej) i też śpi :) Lulka jest psem, który nie lubi być sam. Idę do kuchni, ona za mną, idę do łazienki ona za mną. Więc zamknięcie jej w pokoju i tam zrobienie azylu odpada bo pewnie będzie miała jeszcze większy stres. Staramy się jak możemy aby była szczęśliwa i mam nadzieję, że Młody jak tylko podrośnie nie będzie jej tak zaczepiał, wieszał się na niej czy ją podgryzał. Jeżeli sytuacja się nie poprawi na pewno skorzystamy z pomocy. W weekend jedziemy na wieś gdzie jest teren więc Lulka pewnie będzie miała gdzie odpocząć sobie a Nodi się wybiega :)
OdpowiedzUsuń