środa, 9 października 2013

Dzisiaj wrócę do dawnego tematu. Opisywałam szkolenia, które oglądałam przed założeniem działalności. Dzisiaj ciąg dalszy.
Szkolenie psich podrostków. Jeśli dobrze pamiętam, były tam psiaki od 5 miesięcy do roku + 1 całkiem dorosły pies.
Nacisk był przede wszystkim na chodzenie przy nodze. Tyle, że nie chodziło się po kole, ale po linii prostej w tą i z powrotem (a więc psy chodziły równolegle do siebie).
W tej szkole kładziono duży nacisk na kontakt z psem – Kursanci mieli wyraźnie okazywać radość, kiedy pies szedł tak jak trzeba. To było super – po psach naprawdę było widać jak cieszy ich radość opiekunów. Komendy „siad” i „waruj” były uczone przy użyciu smakołyka.
Niestety szkolenie to miało też swoje cienie. Jeśli tylko jakiś pies za mocno interesował się innymi psami lub bardzo chciał powęszyć w trawie – proszono przewodnika o zakup kolczatki. W większości przypadków efekt był piorunujący – prawie wszystkie psy z miejsca zaczęły pięknie chodzić przy nodze. Prowadzący zrobili odpowiedni wstęp, tłumacząc, że kolczatka jest narzędziem treningowym i absolutnie niedopuszczalne jest prowadzenie w niej psa na spacerach. Zakładana miała być tylko na czas ćwiczeń.
Bardzo mocno zaskoczyło mnie podejście prowadzącej do zabaw psio-psich. Pani powiedziała, że pies ma się bawić tylko ze swoją ludzką rodziną, bo to ona stanowi jego stado, a w przyrodzie przecież nie zdarza się żeby przedstawiciele z 2 rywalizujących ze sobą stad razem się bawili. Kursanci mieli nigdy nie pozwalać swoim psom na zabawę z innymi psami. Ani w czasie szkolenia, ani w czasie spacerów. Poza tym zapytała, po co psom takie zabawy? Przecież one niczemu nie służą, a więc jeśli pozbawimy je tych zabaw, to na dobrą sprawę niczego nie tracą. Bawić się mogą i powinny, ale z opiekunem.
Oczy zrobiły mi się ogromne, ale się odezwałam.
Mam jednak kilka „ale”, do takiego podejścia. Po pierwsze: jeśli powołujemy się na to, jak to wygląda w przyrodzie, to ciekawa jestem jakie zwierzęta tworzą stada składające się z 2 różnych gatunków? Jeśli nawet pomyślimy o koegzystencji 2 gatunków, to i tak nie ma tam mowy o wspólnej zabawie!
Po drugie: do czego może doprowadzić brak kontaktów z innymi psami (w razie gdyby jednak do takowego kontaktu doszło), pisałam już przy okazji posta dotyczącego wyprowadzania psów na smyczy.
Po trzecie: jak to „po co psom takie zabawy?” Ano dla przyjemności, oczywiście. Ludzie też robią masę bezsensownych rzeczy: chodzenie do fryzjera (po co w ogóle dbać o wygląd, jeśli nie jest się modelką czy aktorem?), imprezy (po nich tylko głowa boli i człowiek następnego dnia jest niewyspany), jeżdżenie na nartach (to już wyjątkowo głupi pomysł: wydaje się mnóstwo pieniędzy żeby cały dzień jeździć w górę i w dół. Drogie, męczące, a i niebezpieczne, bo spore są szanse na kontuzję. Do czego to prowadzi? Przecież po całym dniu jazdy i tak kończymy w tym samym miejscu).
Ktoś z Kursantów powiedział, że jego pies skacze na niego kiedy ten wraca do domu z pracy. Przeszkadza mu to, bo chodzi do pracy w drogim garniturze.
Odpowiedź prowadzącej dosłownie mnie zatkała. Powiedziała mianowicie, że u psów jest to naturalne zachowanie. Tak właśnie młode wilczki witają matkę kiedy ta wraca z polowania. „Chce Pan walczyć z naturalnym instynktem?” – zakończyła. Facet bąknął, że nie. Na tym temat się skończył.
Prawdą jest, że młode wilczki tak właśnie matkę witają. Liżą ją też po pysku, prowokując w ten sposób wymioty matki. Tak właśnie na pewnym etapie szczenięta się odżywiają: jedzą nadtrawiony przez matkę pokarm (jest on wtedy łatwiej przyswajalny). Tyle tylko, że kiedy szczenięta podrosną, matka zaczyna je karcić za takie zachowanie…
U psów jest jeszcze trochę inaczej, ale to już temat na oddzielny post.
Napisałam wcześniej, że prawie wszystkie psy piorunem nauczyły się chodzenia przy nodze, przy użyciu kolczatki. Dodam, że absolutnie nie jestem zwolenniczką kolczatek. Dlaczego? Bo to boli! Skuteczne jest, jeśli się dobrze posługuje kolczatką, to prawda. Tyle, że niewolnictwo też było super wydajne. Dzieci też świetnie pracują za miskę ryżu, a jednak z jakiś względów jesteśmy tym rozwiązaniom przeciwni, prawda?
Wrócę do jednego nieszczęsnego wyjątku. Był nim przepiękny flat coated retriever, nazwijmy go Azor. Psiak był młody, radosny, wpatrzony w pana (bardzo miłego, łagodnego człowieka – nie znałam go oczywiście, ale takie sprawiał wrażenie) jak w obrazek. Azor pięknie pracował, widać było po nim jaką frajdę sprawia mu praca z opiekunem. Tyle, że jak to młody pies: był zainteresowany innymi psami, czasem przerywał pracę żeby powąchać coś w trawie. Niestety zalecono Panu kupno kolczatki. Już na początku drugich zajęć z użyciem tejże „pomocy naukowej” widać było kolosalne zmiany zachowania u psa. Azor zaczął fiksować. Myliły mu się wszystkie komendy. Ze strachu przed bólem na każde słowo Pana wykonywał wszystkie polecenia, jakich się do tej pory nauczył. Pan mówił „siad”, a pies siadał, kładł się, znowu siadał, dawał łapę. To samo na komendę „waruj”. Panu było chyba głupio, nie rozumiał, co się dzieje, bo do tej pory pies wykonywał te komendy szybko i bezbłędnie. Zaczął się denerwować i coraz częściej stosował korekty, co oczywiście nie mogło w niczym pomóc. Pies tak panicznie bał się bólu, że robił wszystko, co tylko przyszło mu do głowy, żeby tylko uniknąć kary. Stał się swoim własnym, przerażonym cieniem.
Taki efekt szkolenia kolczatkowego pojawia się u najczęściej u psów o łagodnym charakterze i mniej odpornych na ból.

Innym razem słyszałam w tym ośrodku, że szkolą pozytywnie, bo przecież widać, że ich psy pracują z radością. Mieli owczarki niemieckie, czyli psy, dla których kontakt z człowiekiem jest najważniejszych. Dla tej rasy naprawdę fajniejsze jest szkolenie przy użyciu kolczatki niż brak kontaktu z człowiekiem. Dlatego właśnie serce mi krwawi za każdym razem, kiedy widzę owczarka niemieckiego trzymanego wyłącznie w ogrodzie.

2 komentarze:

  1. No i stało się, mamy małego ok 6 miesięcznego pieska Nodiego (wielkość jamnika miniaturki i na pewno od naszej Lulki nie będzie). Zaadoptowaliśmy kundelka z Fundacji bo szukał domu :) Mam nadzieję, że nie popełniliśmy błędów i dwa pieski będą dobrze ze sobą żyły. Lulka momentami siedzi w koncie, ale też gania z Młodym po mieszkaniu. Są też momenty grozy kiedy zaczynają się szarpać - mam nadzieję, że krzywdy sobie nie zrobią a ja się nie wtrącam. Nodi nie daje za wygraną i stara się pokazać, że on jednak będzie rządził. Dziś na 2h zostały same i nie było krwi, nic nie pogryzione. Mam nadzieję, że Lulka nie będzie miała nam za złe, że sie dogadają i będzie super. Za kilka dni zaczniemy wprowadzać podstawowe komendy, siad, do mnie. Młody jeszcze za bardzo nie reaguje na imię, więc chodzi na smyczy a Lulka na spacerach go denerwuje bo biedaczek pobiegać nie może bez smyczy. Mały jeszcze kilka razy załatwił się w domu, czy stary sposób - wsadzenie pyska w mocz itp. jest dobre? Nie chcę go uczyć robić na matę, bo załatwia się już jak wychodzi. Oczywiście Nodi i Lulka będą wysterelizowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie nie wolno wsadzać psiego nosa w siku czy kupę! Psa niczego to nie uczy, z wyjątkiem tego, że właściciel robi okropne i niezrozumiałe dla niego rzeczy. Słyszałam o przypadku, że pies, którego tak traktowano, zaczął sam wkładać nos w swoje odchody, nawet kiedy załatwiał się na zewnątrz. Biedaczek myślał, że tego się od niego oczekuje...
    Najlepszy sposób na nauczenie psa czystości, to zapewnienie mu częstych spacerów o stałych porach. Jeżeli tylko psiak nie był przez pierwsze tygodnie trzymany w klatce, skorzysta z możliwości załatwiania się poza domem. Psy to bardzo czyste zwierzęta. Jeśli tylko mają taką możliwość - nie załatwiają się u siebie w domu.
    Trzeba pamiętać, że pewnych spraw nie da się przyspieszyć. Tak samo jak u ludzi - absurdem jest wymaganie od 6-miesięcznego dziecka żeby załatwiało się wyłącznie na nocnik. Do pewnych spraw organizm musi dojrzeć i żadne kary tego nie przyspieszą.
    Trzymam kciuki żeby wszystko jak najlepiej się ułożyło :)

    OdpowiedzUsuń