poniedziałek, 7 października 2013

Dzisiaj opiszę zajęcia w drugim, odwiedzonym przeze mnie ośrodku. Przypominam, że odbyły się one kilka lat temu.
Ogrodzony, duży plac, mniejsza grupa: 14 psów, w różnym wieku (od kilku tygodni do kilku miesięcy). Ktoś z kursantów pomylił godziny szkolenia i przyszedł z dorosłym rottweilerem. Nie wiem jak do tego doszło, ale rottweiler został przywiązany do ogrodzenia, a opiekun zniknął.
Zajęcia prowadzone były tak jak w czasach mojego dzieciństwa. Psy na smyczach chodziły w koło, jeden za drugim. Kiedy oddalały się od nogi lub zatrzymywały, przewodnik miał szarpnąć smyczą i przypomnieć psu co ma robić, komendą „równaj!” Co jakiś czas była przerwa na zabawę. W tym czasie prowadzący rozmawiał z kursantami lub przez telefon. Psy robiły co chciały. Po przerwie, każdy łapał swojego psa, zapinał smycz i znowu wszyscy chodzili w koło. Była też komenda „siad”. Ponieważ szkolenie było podobno pozytywne – pojawił się smakołyk. To z jego pomocą przewodnik miał naprowadzić psa na pozycję i nagrodzić w razie sukcesu. Gdyby pies nie usiadł – kursanci mieli nacisnąć zad psa, pokazując czego oczekują. Był tam jeden chłopiec (na oko miał z 10 lat) z malutkim szczeniaczkiem – kundelkiem. Chłopiec kilka razy powtórzył „siad” i piesek usiadł. Mama powiedziała, żeby dać psu nagrodę, ale synek nie zgodził się, bo psiak nie usiadł od razu. Oczywiście nikt poza mną tego nie zauważył…
Dodać należy, że przywiązany do płotu rottweiler szczekał przez całe zajęcia. Przerażone szczeniaki nie chciały przechodzić obok niego, więc uciekały do środka koła. Wtedy były korygowane…
Zajęcia skończyły się, niektórzy podchodzili jeszcze do prowadzącego z pytaniami. Z tyłu placu były ustawione przeszkody do agility. Była tam kładka, a więc przeszkoda w takim kształcie: /”””\   Ktoś przeprowadził swojego psa po przeszkodzie. Zobaczył to 10-letni chłopiec i też chciał żeby jego szczeniak przeszedł. Maluch bał się i nie chciał wejść, mimo smakołyka. Chłopiec włożył więc psiaka na górę kładki i chciał go poprowadzić do zejścia. Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i kazałam mu natychmiast zdjąć psa. Kiedy szczeniak był już bezpieczny na ziemi, starałam się jak najuprzejmiej wytłumaczyć dlaczego chłopak źle zrobił. Przede wszystkim było to bardzo niebezpieczne: szczeniak był na smyczy! Gdyby zdecydował się na zeskoczenia z kładki, a prawdopodobnie skakałby na przeciwną stronę niż ta, po której stał opiekun – powiesiłby się na własnej smyczy! Po drugie: nigdy nie wolno psa zmuszać do pokonania przeszkód. Trzeba pracować powoli, dostosowując tempo do możliwości psa. Jeśli boi się kładki, to za pierwszym razem w zupełności powinno wystarczyć, że pies do przeszkody podejdzie i ją obwącha.
Jeśli chodzi o całokształt zajęć: szczeniaków nie wolno szarpać na smyczy! Można im poprzestawiać kręgi szyjne, uszkodzić tchawicę lub tarczycę! To samo może się przytrafić także u psów dorosłych, ale szczenię jest bardzo delikatne, więc tym łatwiej je uszkodzić.
Wpieniło mnie, że prowadzący twierdził, że szkoli pozytywnie. Szkolenie pozytywne, to nie to, gdzie pojawiają się nagrody. Szkolenie pozytywne to takie, które wyklucza awersję, a więc karę (szarpanie na smyczy, bicie, krzyczenie, zmuszanie psa do siadania przez naciskanie zadu itp.)
Ku mojemu przerażeniu, na koniec zajęć, słyszałam same zachwycone szkoleniem głosy. Wygląda na to, że ludziom w zupełności wystarczy, że słodkie szczeniaczki się mogły pobawić. Niestety zawsze w takich wypadkach działa też bardzo mocno siła autorytetu: co powie prowadzący – jest prawdą i nie podlega dyskusji. Przecież facet całe życie szkolił psy, więc na pewno wie, co robi. W zasadzie, trudno się dziwić. Po to znajdujemy szkoleniowca, żeby powiedział nam jak mamy pracować z psem. Zachęcam jednak do starannego wybierania autorytetów oraz do zadawania pytań.
Zdarzają się też ludzie, którzy odmawiają szarpania swojego psa na smyczy. Mają do tego prawo. To, że biorą udział w szkoleniu, nie oznacza jeszcze, że muszą ślepo słuchać wszystkich poleceń prowadzącego.
Kilku moich Klientów było na szkoleniu (w różnych szkołach), za które zapłacili (zazwyczaj płaci się z góry za cały kurs, obejmujący kilka spotkań) i z którego nie byli zadowoleni, ze względu na stosowane metody. Poszli oni do prowadzącego i powiedzieli prawdę: że zapisywali się na szkolenie prowadzone metodami pozytywnymi i takich właśnie oczekiwali. Tymczasem okazało się, że mają szarpać swojego psa. Każdemu z nich oddano wpłacone pieniądze. Dodam jeszcze, że nawet gdyby nie odzyskali pieniędzy, a po prostu przestali chodzić na zajęcia, to i tak by wygrali. Podstawową zasadą zawsze powinno być: przede wszystkim nie szkodzić. Co nam po szkoleniu, po którym nasz pies zaczyna się bać swoich opiekunów lub innych psów? Lepiej zrezygnować, niż kontynuować takie „szkolenie”, bo „już zapłaciłem”. Wtedy będziemy miesiącami odkręcać nabyte na szkoleniu traumy.

Następnym razem napiszę o jeszcze jednej szkole, którą odwiedziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz